zygmunt_marek_piechocki BLOG
Marek Piechocki w cyklu: Zanim do filharmonii
- 21 września
Miła memu sercu Julio.
Żałuję, że jakoś tak w tygodniu nie napisałem do Ciebie. Teraz już sobotni wieczór, a spraw, o których chciałbym, sporo. Więc i list zapewne długaśny mi wyjdzie. Wiem, wiem, lubisz je czytać i nie przeszkadza Ci moje rozpisanie się na kilka kartek. Tam gdzie jesteś, bez Internetu, telefonu fajnie, kiedy listonosz grubą kopertę przyniesie.
Wtedy, jak mi piszesz, siadasz z kubkiem kawy z mlekiem i sobie czytasz.
W minioną środę i ja dostałem list na papierze, w kopercie ze znaczkiem. Od Kasi, naszej wspólnej znajomej, ze średniowiecznego miasteczka O. na Śląsku. Kilkanaście kartek zapisanych Jej mądrościami, którymi zechciała się ze mną podzielić. Wiesz, jaka jest oczytana, dociekliwa w szukaniu kontekstów, znaczeń. Czyta książkę, a obok komputer, w którym może od razu poszukać wiadomości na dany temat. Ostatnio zgłębia pisarstwo Stendhala. To od Kasi dowiedziałem się o syndromie Stendhala – teraz wiem, że te moje dygotania wewnętrzne po wysłuchaniu MUZYKI to nic nadzwyczajnego – to po prostu stan, w jaki się wpada z powodu wewnętrznych przeżyć, obcowania z czymś nadzwyczajnym – tym, co nas zachwyca! Jeśli wpisze się w Google hasło „syndrom Stendhala”, to można wszystkiego się na ten temat dowiedzieć.
Takie największe roztelepanie się przeżyłem w naszej Filharmonii Gorzowskiej, kiedy grał i dyrygował Maxim Vengerov. Ależ to było niesamowite doznanie! Pamiętam, że Pani Agnieszka z Radia Zachód zapytała mnie o wrażenia tuż po koncercie, a ja nie mogłem zdania sklecić. Powiedzieć tego, co czułem. Coś tam wymamrotałem. Ci, co słuchali później, mówili, że całkiem do rzeczy. Ja nic nie pamiętam.
Wiesz, jakoś nie może mi wyjść z głowy to „słodko pierdzące” stwierdzenie o moim pisaniu. Mam w swoim księgozbiorze kilka książek z listami różnych sławnych ludzi. Wziąłem z półki tę, w której są listy Rainera Maria Rilkego do Lou Andreas – Salome.
Otworzyłem zupełnie losowo na stronie 299:
„Kochana Lou
Wreszcie jestem już w drodze powrotnej po długim, przyjemnym pobycie w Furuborgu, długim, gdyż wydaje mi się, jakbym tam spędził lato, jesień i zimę, i to każdą z tych pór roku do samego końca, bowiem ostatnie letnie dni, od których się to zaczęło, były tak pełne lata, a potem każdy dzień jesienny po prostu świętem jesieni, na koniec zaś zawitała tu na tę spokojną ziemię prawdziwa głęboka zima z sanną, gdy się pędziło w dalekość świata wzdłuż zimnego morza ku ciemniejącemu błękitowi obcych gór”.
Banalnie, prosto, komunikatywnie o tym, co przeżywał, widział, czuł w tamte dni, napisał 4 grudnia 1904 roku… A o jego listach do Lou tak napisano: „Jej właśnie zwierza się z najtajniejszych swych myśli i odczuć, planów i zamierzeń, radości i niemocy twórczych, dolegliwości fizycznych i kłopotów życiowych od niej – złożony już śmiertelną chorobą – oczekuje pomocy i otuchy”.
Jako że nie masz Internetu, posyłam Ci także ostatnie „wyimki z notatnika”. I już tutaj nic więcej na temat wczorajszego wieczoru w Filharmonii Gorzowskiej. Za to chciałbym zdań kilka o przyszłym piątku, o muzyce, której posłuchamy za tydzień. Tak więc trzy utwory Witolda Lutosławskiego i jeden Béli Bartóka. Program tak wygląda:
Witold Lutosławski / Preludia taneczne na klarnet, harfę, fortepian, smyczki i perkusję
Witold Lutosławski / Koncert podwójny na obój, harfę, orkiestrę smyczkową i perkusję
Béla Bartók / Muzyka na instrumenty strunowe, perkusję i czelestę
Witold Lutosławski / Muzyka żałobna na orkiestrę smyczkową
Sporo można znaleźć wiadomości, artykułów na temat tych kompozycji. Są dość znane, grywane. Chociaż niektóre były chłodno przyjmowane przez publiczność (Koncert podwójny np. na Warszawskiej Jesieni).
Zdań kilka chciałbym o „Muzyce żałobnej na orkiestrę smyczkową” (1954-58) Witolda Lustosławskiego, tym bardziej że można w tej kompozycji znaleźć sporo nawiązań do twórczości Bartóka, szczególnie do „Muzyki na instrumenty strunowe, perkusje i czelestę”, którą również usłyszymy. Więc będzie można sobie zestawić, porównać.
Dobrze pomyślany dobór utworów na jeden wieczór. I racjonalny. Owszem trudny.
Mam nadzieję, że Pani Monika Wolińska, dyrygentka i pomysłodawczyni programu wspólnie z muzykami zrobią wszystko, by wszystko się udało, zagrało!
„Muzyka żałobna” powstała na zamówienie Jana Krenza, który tym utworem chciał uczcić dziesiątą rocznicę śmierci Béli Bartóka (1955). Niestety, praca nad kompozycją przeciągnęła się i Lutosławski ukończył ją dopiero w styczniu 1958 roku. Prawykonanie odbyło się marcu tegoż. Dzieło wykonała Wielka Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia w Katowicach pod dyrekcją Jana Krenza. Później zagrano ją i stało się to wydarzeniem muzycznym na Warszawskiej Jesieni.
Czy stanie się wydarzeniem wykonanie przez naszych filharmoników?
A „Muzyka na instrumenty strunowe, perkusję i czelestę”? (Kompozycja ta była już kiedyś grana w naszej filharmonii – 18 maja 2012 roku). To utwór orkiestrowy Béli Bartóka napisany w 1936 roku na zamówienie szwajcarskiego dyrygenta Paula Sachera. Sacher to bardzo ciekawa postać europejskiego życia muzycznego. Urodził się w 1906 roku w Szwajcarii. Dyrygent i mecenas, dzisiaj powiedzielibyśmy sponsor kompozytorów. Oto bowiem dzięki małżeństwu z dziedziczką fortuny firmy farmaceutycznej panią Hoffmann – La Roche stał się bardzo bogatym człowiekiem, mogącym dysponować w sposób dowolny pieniędzmi trzeciego (wtedy) z kolei najbogatszego człowieka świata. Tak więc wielcy kompozytorzy mogli liczyć na solidne wynagrodzenie. Wśród nich byli: Igor Strawiński, Witold Lutosławski, Béla Bartók, Richard Strauss – ten ostatni np. skomponował na zamówienie Sachera słynne „Metamorfozy”.
Jak wiesz z „wyimków”, dostałem od Pana Marcina Błażewicza płytę CD. Na niej cztery utwory. Właśnie słucham Koncertu fletowego. Na flecie Agata Igras.
A pierwszą kompozycją na płycie jest zagrany wczoraj w naszej filharmonii II Koncert na marimbę i orkiestrę. I tu – dla mnie takie pozytywne zaskoczenie: Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia w czasie nagrań dyrygował Pan Piotr Borkowski, o którym pisałem Ci kiedyś. Pracował swego czasu w naszej filharmonii. Zostawił w sercach melomanów dobre wrażenie, nieco inne u władz miasta. Ale to nie nasza sprawa. Nas obchodzi Muzyka. Mnie, Ciebie, moich znajomych.
Kończę już to moje do Ciebie pisanie. No tak – jeszcze o czymś. Od kilku dni trudzę się z wyborem swoich tekstów poetyckich, jakie udało mi się napisać od końca lat 90. do teraz. A właściwie do wiosny 2012 roku, kiedy to zaprzestałem pisania wierszy. Po co to robię? Otóż Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna chce wydać tomik z wyborem moich poezji. Trochę się broniłem przed tym. Potem jednak stwierdziłem, że może warto. Wszak niektóre moje książeczki, które wydawałem sam, były w nakładach po 30, 40 sztuk; „Moje herezje” – może w nakładzie 25. Teraz mógłbym obdzielić więcej osób. Więc może i dobrze. Co o tym sądzisz?
Tymczasem pozdrawiam i życzę pogodnych dni. Ponoć koniec września ma być całkiem przyjemny. Jak dzisiaj – słonecznie i ja rowerkiem lasami do mojego Łośna.
Jeszcze brakuje mi 500 kilometrów do normy rocznej. Może zdążę przed grudniem!
W dniu 21 września 2013 roku
Marek
23 września 2013 21:00, Marek Z. Piechocki
Dodaj komentarz:
Przebudują Ikara
Przetarg na przebudowę ostatniego etapu ulicy Ikara rozstrzygnięty.
Kolejna osiedlowa uliczka zostanie w pełni przebudowana. Nowa nawierzchnia ul. Ikara ułatwi codzienne ...
<czytaj dalej>Oni tu zostają
„Zostaję!” to hasło nowej kampanii promującej Gorzów, która ma zwrócić uwagę na zalety naszego miasta, dzięki którym jest ono doskonałym ...
<czytaj dalej>Pielgrzymki
Tegoroczna piesza pielgrzymka powołaniowa odbędzie się w sobotę w sobotę 27 kwietnia.
Wyjście pielgrzymki na trasę z Paradyża do Rokitna nastąpi ...
<czytaj dalej>200 lat dla pani Zofii
Nieczęsto zdarza się, aby tradycyjnie śpiewane „sto lat”, z racji chwili, modyfikowano w sekwencji życzeń na lat „dwieście”. Tak właśnie ...
<czytaj dalej>