O części wieczoru spędzonego 18 stycznia 2013 w Filharmonii Gorzowskiej chciałbym zapomnieć. O części pierwszej Koncertu Symfonicznego z szumnym tytułem „Karnawał na poważnie”.
Uwertura do opery Wolfganga Amadeusza Mozarta „Don Giovanni” wykonana przeciętnie – tak to usprawiedliwiał w pauzie jeden z melomanów – „eee, co tam, to było na rozgrzanie instrumentów”. No i widocznie się nieco rozgrzały, bo już muzyczne partnerowanie pianistce pani Katarzynie Wasiak w Koncercie fortepianowym nr 11 F–dur , także Mozarta, daleko lepsze niż w Uwerturze. Nawet więcej – bardziej uwiodło niż interpretacja Koncertu przez solistkę. Jej wykonanie, moim zdaniem, bardzo mierne. Bez polotu, iskrzenia, nudne, bez właściwej muzyce Wolfganga artykulacji. W jednym wolumenie. Nie można tutaj pisać o interpretacji, jedynie o szkolnym zagraniu nut. Steinway po prostu nie brzmiał. A może to wina przereklamowanej akustyki naszej filharmonii?
Po przerwie najpierw Symfonia „Londyńska” (104 w tonacji D-dur), po niej zaraz Ludwiga van Beethovena Uwertura Leonora III. Ale nie tak zaraz, bo jakże zasłużone, długie brawa po wykonaniu Symfonii! Wydaje się zagranej z pełnym zrozumieniem, wyczuciem zarówno formy, jak i przesłania Kompozytora. Przekonujące otwarcie – dramatyczne, pełne emocji. Umiejętne prowadzenie tematu, który Kompozytor eksploatował dość intensywnie, wypadło całkiem przyzwoicie. Podobało się uwydatnienie w części ostatniej elementów muzyki ludowej, z której Haydn korzystał. Ładnie to brzmiało! Wyczytałem, że główny motyw tej części zaczerpnięty został z chorwackiej piosenki „Oj, Jelena”.
Niesiona przyzwoitym wykonaniem Symfonii Orkiestra (wiem, jak to cieszy jej członków – także dyrygenta, jak unosi…), przeniosła te emocje na ciąg dalszy wieczoru i posłuchaliśmy dobrego wykonania muzyki Ludwiga van Beethovena – w przypadku Leonory – bardzo narracyjnej, pobudzającej podążającego za nią świadomego tekstu opery słuchacza do przeniesienia się i w tamten czas i sytuacje. I muszę przyznać. Tak było, tak czułem. W wyobraźni mogłem śledzić kolejne sceny „Fidelia”. Uwiodło zwłaszcza zastosowanie swoistego triku operowego. W czasie sceny, kiedy to nadjeżdża wybawca Florestana, don Fernando, najczęściej zza kulis dobiega głos sygnałówki, trąbki. Tutaj trębacz był poza orkiestrą, gdzieś z tyłu widowni. Zrobiło to na wszystkich ogromne wrażenie i uwiarygodniło przekaz. Brawo!
Pani Monika Wolińska? Po raz wtóry zadziwiła i zachwyciła mnie swoim ekspresyjnym, skutecznym dyrygowaniem! Chylę czoła! Jak również przed panią Ritą D’Arcangelo, która wczoraj – zresztą jak zwykle – zachwyciła podobnie. Ta niezwykła czystość intonacji, gry…
Szkoda, że pożegnaliśmy wczoraj odchodzącego z Orkiestry Koncertmistrza Piotra Prysiażnika.
Chciałbym jeszcze kilka zdań o folderach – programach na poszczególne koncerty. A w szczególności o wstępach „opisujących” muzykę. Pisze je ktoś z Filharmonii Gorzowskiej, ktoś – bo nie ma nazwiska pod tymi wynurzeniami na temat muzyki. Jeśli nie ma nazwiska, to sądzę, że odpowiedzialnym za ten niewiarygodny bełkot jest pan Dyrektor. Żeby nie być gołosłownym, przytoczę trzy krótkie fragmenty z trzech różnych Programów, acz dla pełności wypadałoby całości tych „dzieł”.
Każdy z koncertów to inna obsada instrumentalna; każdy z instrumentów – to ściśle określona partia, nie do zastąpienia przez inny instrument. Całość tworzy niesamowity, wielobarwny efekt.
Koncerty Brandenburskie (BWV 1046-1051, ok. 1721 to zawsze ukłon w stronę muzyki instrumentalnej Jana Sebastiana Bacha. (To tak, jakby ich Bach nie napisał).
A w uwerturze „Wesele Figara”(1786) – któż nam się kłania, jak nie Mozart – mistrz buffo, doskonały demaskator pozorów, za którym podążamy bez cienia obaw, docieramy mocno pod powierzchnię zabawnej intrygi i wesołości, trafiamy znacznie głębiej niż zdało by się sądzić, bywa, że – o ironio – do istoty smutku.
I z wczorajszego Programu (akapit pierwszy):
Boski Mozart bezbłędnie łączący prawdziwą emocję z doskonałością formy, arcymistrz stosowności, stylu i dowcipu – Haydn i wreszcie Beethoven, dla którego muzyka nie istniała w oderwaniu od intencji, poetyckiej treści, wielkich idei uniwersum – ci trzej Wiedeńczycy mają miejsce w naszej pamięci, podsycanej muzyką, która stawia ich w rzędzie tytanów sztuki.
I inny:
…symfonia… urzeka wielkim szacunkiem do materii muzycznej, prowadząc jednocześnie wprost do poczucia spełnienia i szczęśliwości…
Ale może to tak jest, że się czepiam, szukam dziury w całym. Nie, chyba nie. Jest mi po prostu wstyd, że takie teksty w programach naszej Filharmonii idą w świat, wystawiając świadectwo ignorancji jej pracowników. Bo ani to po polsku, ani merytorycznie.
Z. Marek Piechocki
foto Hanna Kaup
Fotorelacja:
http://www.egorzowska.pl/pokaz,galeria,0,0,2013-01-20_o_powaznym_koncercie_i_niepowaznych_p,
http://www.egorzowska.pl/pokaz,galeria,0,0,2013-01-20_o_powaznym_koncercie_i_niepowaznych_2,
http://www.egorzowska.pl/pokaz,galeria,0,0,2013-01-20_o_powaznym_koncercie_i_niepowaznych_3,
http://www.egorzowska.pl/pokaz,galeria,0,0,2013-01-20_o_powaznym_koncercie_i_niepowaznych_4,
« | listopad 2024 | » | ||||
P | W | Ś | C | P | S | N |
1 | 2 | 3 | ||||
4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 |
11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 |
18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 |
25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |