Poniżej tekst wykładowcy akademickiego
Mikołaja Marcela wygłoszony w Sejmie RP podczas konferencji poświęconej edukacji.
Kiedy przyjrzymy się obecnej szkole, zobaczymy wprawdzie, że są w niej lekcje O demokracji – jednak uczniowie i uczennice najczęściej traktowani są w niej autorytarnie. Tak, w szkole zdarzają się lekcje O prawach dziecka i ucznia – jednak w bardzo wielu szkołach w Polsce na co dzień te prawa są łamane. Oczywiście w szkole uczymy się biologii i tego, jak funkcjonuje ludzkie ciało i mózg – a jednak system edukacji działa tak, jakby nie posiadał żadnej wiedzy w tym temacie, a już na pewno w zakresie funkcjonowania organizmu i psychiki zarówno dzieci, jak i nastolatków. To tylko kilka przykładów, w czym tkwi problem z edukacją.
Dużo ostatnio mówi się o zadaniach domowych. Problem w tym, że to szkoła jako taka nie odrobiła swoich zadań z ostatniego stulecia. Dziś system edukacji w Polsce jest pod wieloma względami antynaukowy, z uporem maniaka ignorując od wielu dekad ustalenia pedagogiki, psychologii, neuronauk czy socjologii i szeroko rozumianej humanistyki.
Szkoła działa właściwie tak, jak działała jeszcze w XIX wieku, tak samo widzi też proces uczenia się młodych ludzi, myląc go przy tym wciąż z nauczaniem. Niewiele się zmieniło. Ławki stoją tak, jak stały, zmuszając młodych ludzi, by oglądali plecy swoich kolegów i koleżanek. Dawną tablicę zastąpiła wprawdzie tablica interaktywna, nie zmienia to jednak faktu, że nadal stoi przed nią nauczyciel, który na ogół prowadzi przy niej wykład i odpytuje uczniów podzielonych na klasy tylko i wyłącznie ze względu na wiek.
Choć doskonale zdajemy sobie sprawę, że do szkół uczęszczają osoby neuroatypowe, trwające nieustannie od dziesięcioleci czterdzieści pięć minut lekcje przedmiotowe, przerywa paraliżująco głośny dzwonek. Dzwonek, który – jak głosi słynne powiedzenie – jest dla nauczyciela, a nie dla uczniów.
I można tak jeszcze długo: w szkołach nadal przepisuje się podręczniki na lekcji, nawet w czwartej klasie liceum oddaje nauczycielowi zeszyt do sprawdzenia na ocenę, w wielu miejscach obowiązuje zakaz wychodzenia do toalety w trakcie zajęć, a dramaty na lekcjach polskiego się czyta, zamiast je po prostu obejrzeć… Przede wszystkim jednak nadal na ogół nie pozwala się młodym ludziom na zadawanie dwóch podstawowych pytań: „DLACZEGO” i „PO CO TO ROBIMY?”.
Nie ma sensu zaczynać mówić o tym, jakie kompetencje powinniśmy kształcić i jakie informacje przekazywać w szkole, nie zadając sobie pytania o model, w którym młodzi ludzie naprawdę mogą się czegoś nauczyć. Alvin Toffler, pięćdziesiąt lat temu przepowiadał, że analfabetami w przyszłości będą nie ci, którzy nie potrafią pisać i czytać, lecz ci, którzy nie potrafią uczyć się, oduczać i uczyć na nowo.
W tym kontekście szkoła jest dziś niestety instytucją analfabetów. Ludzi, którzy przez ponad wiek nie zdołali dostrzec innych modeli szkoły – szkół Montessori, waldorfskich, demokratycznych czy prężnie rozwijających się od ponad już trzydziestu lat w Polsce szkół autorskich; nie znaleźli też czasu, by pochylić się nad ponad stuletnią krytyką szkolnictwa w znanym nam kształcie. Zamiast tego trwamy przy najmniej efektywnym i pod wieloma względami szkodliwym rozwiązaniu.
Nie ma sensu myśleć o podstawie programowej, jeśli nie stworzymy młodym ludziom warunków do jej realnego przyswojenia. Gdy zapytałem świeżo upieczonych absolwentów szkół średnich o to, co by w niej zmienili, zgodnie odpowiedzieli: „WSZYSTKIEGO JEST ZA DUŻO”. Niczego jednak nie zmienimy bez oduczenia się niemal wszystkiego, co teraz bezrefleksyjnie wykonujemy w szkole (od ocen, przez zadania domowe, do egzaminów centralnych) i nauczenia się na nowo, jak szkoła może i powinna funkcjonować.
Od praktyków – dyrektorów i dyrektorek, którzy tworzą szkoły będące miejscami przyjaznymi i dobrymi dla młodych ludzi (takich jak
Ewa Radanowicz, Marzena Kędra czy
Marianna Kłosińska), niezwykłych nauczycieli (takich jak
Darek Martynowicz czy
Anna Szulc, którą niezwykle cenię od lat) – oraz osób od lat działających w szkołach w całej Polsce (jak
Marzena Żylińska czy
Ania i
Robert Sowińscy), zabiegając o zapewnienie autonomii i budowanie poczucia sprawstwa osób uczniowskich. A to tylko kilka osób, od których dziś możemy się uczyć edukacji na nowo.
Na koniec dodam, że od zawsze staram się patrzeć na system edukacji oczami młodych ludzi i dostrzegać bariery i wyzwania, z którymi muszą się mierzyć na co dzień. Dlatego wobec licznych głosów edukatorów, którzy słusznie domagają się szerokiej autonomii dla działań poszczególnych szkół i nauczycieli, nie mogę nie domagać się szerokiej autonomii dla uczniów i uczennic.
Jeśli chcemy dobrej szkoły na młodych ludzi, twórzmy miejsca, w których to oni będą mogli decydować, z kim, kiedy, jak, czego i na jakim poziomie chcą się uczyć. W których będą mogli swobodnie się uczyć i rozwijać. A jeśli ktoś uzna, że to utopia – takie szkoły już funkcjonują w naszym kraju. Trzeba tylko chcieć to dostrzec i zacząć się uczyć od tych, którzy już się oduczyli i nauczyli na nowo, jak powinna wyglądać edukacja w XXI wieku.
Mikołaj Marcela
Oni tu zostają
„Zostaję!” to hasło nowej kampanii promującej Gorzów, która ma zwrócić uwagę na zalety naszego miasta, dzięki którym jest ono doskonałym ...
<czytaj dalej>Pielgrzymki
Tegoroczna piesza pielgrzymka powołaniowa odbędzie się w sobotę w sobotę 27 kwietnia.
Wyjście pielgrzymki na trasę z Paradyża do Rokitna nastąpi ...
<czytaj dalej>200 lat dla pani Zofii
Nieczęsto zdarza się, aby tradycyjnie śpiewane „sto lat”, z racji chwili, modyfikowano w sekwencji życzeń na lat „dwieście”. Tak właśnie ...
<czytaj dalej>Prezydent w ministerstwie
Prezydent Gorzowa w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
- Z doświadczenia wiem, że najważniejsze są relacje bezpośrednie. Ustalenia, które zapadają wtedy ...
<czytaj dalej>