26XII2020.
Jest zaledwie kilka takich miejsc w Polsce. Kilka w miarę dobrze zachowanych i ocalałych w wielkich miastach, a powstałych tam, gdzie działały duże gminy żydowskie. Jednym z nich jest założony w 1856 żydowski cmentarz przy ul, Ślężnej we Wrocławiu, w 1975 wpisany do rejestru zabytków, a od 1988 udostępniony do zwiedzania jako Muzeum Architektury Cmentarnej.
To miejsce robi ogromne wrażenie i moja wizyta tam, planowana od dawna, a zrealizowana w świąteczny dzień, była jedynie pobieżną nie tylko z powodu aury, ale przede wszystkim krótkiego dnia. Udało mi się przez kilka godzin przejść raczej główne alejki cmentarne i choć zrobiłam pół tysiąca zdjęć, to czuję niedosyt, bo jest to miejsce, któremu należy się znacznie więcej czasu i uwagi.
Ale już samo wejście do tej nekropolii, odgrodzonej wysokim murem od współczesnego życia stolicy Dolnego Śląska, usianej tysiącami macew, pomników i grobowców – które są swoistymi dziełami sztuki – porośniętej drzewami i krzewami z wijącymi się po nich – niczym w tajemniczym ogrodzie – odmianami pnączy, które stanowi królestwo śmierci, to wskrzesza pamięć o społeczności, której członkowie żyli przed nami, pracowali i nie tylko handlowali czy budowali, ale tworzyli podwaliny pod rozwój kultury, sztuki i co szczególnie ważne – nauki.
Wystarczy tylko pobieżna znajomość historii i świadomość niechęci różnych nacji wobec Żydów, by – wędrując po alejkach wrocławskiego kirkutu – złapać się na myśli, że tak aktywna, pracowita i zaradna mniejszość społeczna, nie bez przyczyny budziła powodowaną zazdrością nienawiść. Że zasiane czarne ziarno kiełkowało również po wojnie, gdy na naszych ziemiach dokonywano dewastacji żydowskich miejsc pochówku. We Wrocławiu wiele pomników nosi ślady działań wojennych, ale też – poza oczywistym niszczącym działaniem czasu – późniejszych ludzkich zachowań. Na szczęście, całość znajduje się pod historyczną opieką miasta, choć trudno było mi oprzeć się myśli, dlaczego tak niewiele widać tam prac konserwatorskich, a ledwie dwa lub trzy grobowce otoczone są zabezpieczającą taśmą, bo ich stan jest bardzo zły.
Po wrocławskim cmentarzu przy ul. Ślężnej wędruje się jak po prawdziwym muzeum. Osobno można w nim odkrywać różne style architektoniczne, podziwiając półkoliste ostrołukowe portale grobowców, ich ażurowe murki i balustrady, romańskie i gotyckie otwory okienne, nagrobki zwieńczone basztami czy wyróżniającą się spośród wszystkich budowlę grobowca wzorowaną na sztuce mauretańskiej z hiszpańskiej Grenady z podkowiastym łukiem wspartym na kolumnach.
Nie sposób nie zauważyć różnorodności materiałów użytych do budowy grobowców, począwszy od zwykłego piaskowca, a skończywszy na ceramice z zieloną glazurą. Obok monumentalnych w formie portali, arkad czy baldachimów, a nawet kaplic przypominających mauzolea, występują tu skromne macewy i różnorodne formy nagrobków, obeliski, kolumny czy sarkofagi. Co ciekawe, napisy na nich są głównie w języku niemieckim, mniej – w hebrajskim, ale można też spotkać polskie.
Warto prześledzić symbolikę zdobień i znaków nagrobnych, które informują, kim był zmarły, czym się zajmował i jakie funkcje pełnił – z pewnością ciekawostką jest grób niemieckiego mistrza szachowego Arnolda Schottlandera ozdobiony figurą konika szachowego.
Mówi się, że istnienie tej nekropolii to zasługa byłego kanclerza Willi Brandta, który w czasie jednej z wizyt we Wrocławiu odwiedził grób założyciela pierwszej partii robotniczej w Niemczech Ferdynanda Lasalla – dziś oznakowany, więc łatwo do niego trafić. Podaje się, że argumentem, który ocalił cmentarz, były również groby rodziców uznanej za świętą i straconej w Oświęcimiu Edyty Stein.
Z pewnością uwagę zwraca grób Henryka Toeplitza, m.in. warszawskiego mecenasa Stanisława Moniuszki. Na cmentarzu spoczywa też znany lekarz i biolog Leopold Auerbach, prof. Okulistyki Herman Cohn czy historyk Heinrich Graetz. Znajdziecie tam wiele nazwisk, znanych z historii, spoczywających w grobowcach rodzin: Oschinsky, Kauffmann, Friedmann, Werther, Kempner, Bial, Bloch, Horwitz, Oppenheim, Auerbach, Davidsohn, Schacher, Liepmann, Haber, Schall, Grunwald, Bauer, Bielschowsky, Mankiewicz, Rosenthal czy Goldstein, której członkowie nosili też nazwisko Landsberger.
Moja pierwsza po wielu latach wizyta w tej nekropolii przypomina, że są miejsca, do których należy wracać i wciąż zgłębiać ich historię. Dlatego dziś zapraszam Was na krótki świąteczny spacer, który będzie namiastką tego, co zobaczyłam i – mam nadzieję – zachęci Was do wizyty w tym miejscu.
Hanna Kaup
Więcej zdjęć tu:
http://www.egorzowska.pl/pokaz,galeria,0,0,2020-12-26_26xii2020_-_kilka_miejsc,
http://www.egorzowska.pl/pokaz,galeria,0,0,2020-12-26_26xii2020_-_tylko_kilka_takich_miejsc,
http://www.egorzowska.pl/pokaz,galeria,0,0,2020-12-26__kilka_takich_miejsc,
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
« | maj 2024 | » | ||||
P | W | Ś | C | P | S | N |
1 | 2 | 3 | 4 | 5 | ||
6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 |
13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 |
20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 |