10 października. Pomimo pięknej jesiennej pogody, nie będzie dziś w moim poście tak wesoło i kolorowo jak za oknem, chociaż na zakończenie pojawią się też lżejsze tematy.
Mamy imieniny miesiąca, a takie daty łatwo zapamiętać. Myślę, że jest to jednym z powodów dzisiejszej obfitości świąt, będących przede wszystkim ważnymi kampaniami informacyjnymi. Są to: Światowy Dzień Zdrowia Psychicznego (od 1992), Światowy Dzień przeciw Karze Śmierci (od 2003), Światowy Dzień Bezdomnych (od 2010; przy czym w Polsce mamy jeszcze Dzień Ludzi Bezdomnych, przypadający na 14 kwietnia) oraz Światowy Dzień Hospicjów i Opieki Paliatywnej, o którym znaleźć można bardzo wiele informacji oprócz tej, kiedy został ustanowiony.
Wszystkie z tych Dni są ważne, a działania na rzecz poszerzania naszej wiedzy, naprawdę godne uwagi.
W obchody Światowego Dnia Hospicjów i Opieki Paliatywnej idealnie wpisują się, od niedawna goszczący na ekranach kin film „Johnny" i nieco tylko wcześniej wydana książka M. Terlikowskiej o Michaeli Rak „Mężczyźni mojego życia…”. Film powstał w oparciu o powieść M. Kraszewskiego o tym samym tytule. Nie są to pozycje lekkie, łatwe i przyjemne, mimo to wzruszają, a nawet poruszają i na długo pozostają w pamięci. Opowiadają o założycielach hospicjów: księdzu Janie Kaczkowskim (w Pucku) i siostrze Michaeli Rak (w Gorzowie i w Wilnie), o ich działaniach, sposobach oswajania śmiertelnej choroby, o dobrej śmierci, o bardzo wielu istotnych sprawach, które nazywamy ostatecznymi i na ogół nie chcemy, a nawet boimy się rozmawiać. Szczerze polecam obie pozycje.
Warto zapamiętać słowa bohatera filmu, księdza Jana: „Zamiast ciągle na coś czekać, zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później niż ci się wydaje”.
Bardzo spodobały mi się też słowa siostry Michaeli: „My jesteśmy ludźmi dalekowzrocznymi. Zawsze widzimy kogoś daleko, osądzamy, wystawiamy rachunek. Panie Boże daj nam taką wadę wzroku, żebyśmy byli krótkowzroczni i widzieli swoje postępowanie. Żebyśmy się nad sobą zastanowili”.
A teraz obiecane lżejsze tematy.
Od wczoraj mamy pierwszą jesienną pełnię. Wielgachny różowo-pomarańczowy Księżyc wschodził, zanim jeszcze niebo na zachodzie przestało się złocić słonecznym blaskiem. Dziś nasz satelita zacznie się wspinać po nieboskłonie jakieś pół godziny później i na pewno będzie to wyjątkowy widok. A ten świecący jasno punkt, trochę na prawo od Księżyca, to Jowisz. Też robi wrażenie.
W kalendarzu kulinarnym pod dzisiejszą datą figuruje, obchodzony od 2009 r. Światowy Dzień Owsianki – jadanej od niepamiętnych czasów (czyli od epoki brązu) i przyrządzanej na setki różnych sposobów. Oboje z Bogdanem bardzo ją lubimy. Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę jaka to zdrowa potrawa:
- obniża ciśnienie krwi i poziom cholesterolu,
- obniża poziom cukru we krwi,
- jest dobrym źródłem przeciwutleniaczy,
- uspokaja i ma właściwości antydepresyjne (zawiera magnez, wit. B1 i B5),
- pobudza wydzielanie serotoniny i melatoniny (zjedzona wieczorem zagwarantuje dobry sen),
- podobno jest niezłym afrodyzjakiem (wprawdzie sprawdzano to na tropikalnych ślimakach, ale skoro owsianka zwiększa poziom testosteronu, to jest coś na rzeczy),
- stosowana zewnętrznie pomaga na problemy z cerą i na atopowe zapalenie skóry, łagodzi podrażnienia, nawilża skórę (płatki zmieszane z ciepłą wodą do konsystencji papki),
- jest bezkonkurencyjna jako deser ( np. w charakterze jabłecznika pod kruszonką na owsiankowym spodzie).
Każdego, kto lubi planszówki, powinien ucieszyć świętowany dziś Dzień Gier Planszowych.
I jeszcze organizowany w Polsce od 2003 roku Światowy Dzień Drzewa. Jedną z form obchodów jest akcja sadzenia drzew i krzewów; angażowani są do niej wszyscy chętni. Za inicjatora tych działań uważa się Amerykanina Juliusa Mortona, który apelował o to już w roku 1872. Idea trafiła do Europy 70 lat później (1951). Wtedy właśnie ONZ zadecydowało, że takie akcje będą co roku przeprowadzane we wszystkich krajach członkowskich.
Działania w naszym kraju koordynuje Klub Gaja, ten sam, który od 2011 r. zaangażowany jest w wybór Drzewa Roku i Europejskiego Drzewa Roku. Zeszłorocznego zdobywcę pierwszego miejsca w obu konkursach – Dąb Dunin z Przybudek na Podlasiu – pokazywałam już co najmniej dwukrotnie. Dzisiaj postanowiłam dać szansę imponującemu bukowi (odmiana płacząca), rosnącemu w parku przypałacowym w Dysznie. Mnie kojarzy się z Drzewem Dusz z „Awatara”.
Dyszno to wioska w woj. zachodniopomorskim z wieloma ciekawymi zabytkami i niesamowitymi drzewami wokół. Rosną one nie tylko w parku. Drogi obsadzone są lipami, szczycącymi się obecnie wielometrowymi obwodami. Jedno z nich – Lipa Humboldta (wiek 400 lat, 750 cm obwodu, wys. 25 m) – kilka lat temu znalazła się w finałowej szesnastce konkursu o tytuł Drzewa Roku. W Dysznie znajdziecie kilkanaście majestatycznych dębów nazwanych Dębami Humboldta, a w parku nikłe ruiny pałacu rozebranego w latach 80. XX w. i kamień upamiętniający byłego właściciela majątku Aleksandra von Humboldta, tego samego, który w 1816 r. wprowadził pojęcie pomnika przyrody.
Sprzedaż majątku w Dysznie (wtedy Rigenwalde) umożliwiła mu rozpoczęcie podróży po świecie. To postać wyjątkowa, wyrastająca ponad swoją epokę. Można o nim bardzo długo opowiadać. Dla rozbudzenia wyobraźni pozostawiam fakt, że nie ma na Ziemi drugiego człowieka, którego nazwiskiem nazwano by więcej miejsc, zjawisk, obiektów i gatunków. Są wśród nich uniwersytety, ulice, parki, miasta, pasma górskie, morza, zatoki, rzeki, hrabstwa, gejzery, prąd oceaniczny, morze na Księżycu, minerały, prawie 300 roślin i ponad 100 zwierząt. Aż dziw, że kiedyś nazywano go „Szekspirem nauki”, a współcześnie mało kto o nim pamięta.
Tekst i foto Maria Gonta