Uwielbiam reżyserię
Wojciecha Kościelniaka od kiedy na początku XXI w. zetknęłam się z jego realizacjami scenicznymi przygotowywanymi na Przeglądy Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Zrealizowany wówczas "Bal w Operze" był wydarzeniem, które zapisało się na zawsze w historii polskiego teatru. Tak się składa, że sam debiutował teatralnie w tej sztuce, ale na deskach scenicznych w Jeleniej Górze. Później osiadł we wrocławskim Capitolu.
Dziś stoi na czele tych artystów, którzy wypełniają lukę między klasyczną operą czy operetką, a typowym broadwayowskim musicalem. Kto raz zetknął się z jego reżyserską ręką, rozpozna ją w każdym działaniu. Bo Kościelniak jest perfekcyjny i zaskakujący. Z jego spektakli zawsze wychodzi się z nowym doświadczeniem i zadziwieniem. To zadziwienie pozwala wierzyć, że teatr nie stoi w miejscu, że jest w nim wciąż nowe, nieodkryte, że środki wyrazu nie kończą się tylko np. na prostym dialogu scenicznym, ale pozwalają - wprowadzając technikę multimedialną - oryginalnie nawiązać np. do niemego kina, co miało miejsce w niedzielnym przedstawieniu Teatru Syrena "Hallo, Szpicbródka", miłosnej opowieści gangsterskiej z okresu 20-lecia międzywojennego.
Reżyseria Wojciecha Kościelniaka to dbałość o detal, to pewność, że ten detal, a nie inny ma wystąpić w spektaklu. Jeśli więc aktor np. wyjmuje papierosa, to musi nim dwukrotnie uderzyć w rytm muzyki tak, jak to kiedyś robili nasi dziadowie, wyjmując papierosy z papierośnicy. Jeśli na głowie pojawia się melonik, a w ręku laseczka, jeśli było odniesienie do kina niemego, to i obowiązkowy jest słynny Chaplinowski chód. Żeby było konsekwentnie.
Sam reżyser mówi, że siłą tego spektaklu może być - i na pewno jest - aktorstwo, jakiego dziś już się nie stosuje, przesadzone, przerysowane, nadekspresyjne, jak choćby w przypadku roli tajniaka Mańkowskiego, którego gra
Jacek Pluta. Pozytywnie zaskakujące są dla widza nie tylko sceny walk, poprowadzone przez aktorów w zwolnionym tempie (świetnie zagrane przez
Piotra Polka w roli Freda Kampinosa), ale też "tańczące" białe rękawiczki w piosence "Klaka". Z dużym uznaniem przyjęto "Nogi roztańczone"
Beaty Jankowskiej-Tzimas (trzeci raz na scenie w tej roli) jako bufetowej Makosi, przywołujące doskonałe wykonanie tej piosenki przez nieżyjącą już Irenę Kwiatkowską.
W czasie niedzielnego wieczoru zorganizowanego z okazji XXXII Spotkań Teatralnych aktorzy warszawskiego Teatru Syrena pokazali świetną grę aktorską, takiż taniec i śpiew, które - jak znów twierdzi reżyser - są w teatrze potrzebne, bo nie wszystko musi być "mądre, głębokie i opowiadać o pustce kosmosu". I - sądząc po reakcji gorzowskiej publiczności - ten sposób scenicznej realizacji sztuki bardzo się podobał.
Za rok aktorzy obiecali przywieźć do Gorzowa "Karierę Nikodema Dyzmy" również w reżyserii Wojciecha Kościelniaka.
Hanna Kaup
foto Ewa Kunicka Teatr im. J. Osterwy
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
Przebudowa Spichrzowej
Ostatnie przygotowania do rozpoczęcia przebudowy ulicy Spichrzowej.
Konsorcjum firm TORMEL i WUPRINŻ, przebuduje ostatni, półkilometrowy odcinek ulicy Spichrzowej. Pierwsze prace ruszą ...
<czytaj dalej>UMCS z Jazz Clubem Pod Filarami
80 lat UMCS w Lublinie z Jazz Clubem „Pod Filarami”.
W dniach 14 -17 maja 2024 roku w Akademickim Centrum Kultury ...
<czytaj dalej>Remont schodów
Nowe schody na Piaskach, obok lecznicza zieleń.
Rusza remont schodów przy ul. Bohaterów Westerplatte, zejście do ul. Sczanieckiej. Skarpa przy schodach ...
<czytaj dalej>Obchody 900-lecia jubileuszu
W sobotę 11 maja br. w Ośnie Lubuskim odbędą się uroczyste obchody z okazji dziewięćsetlecia ustanowienia biskupstwa lubuskiego.
Przygotowania do tej ...
<czytaj dalej>