Sobota, 8 marca 2014 roku, późny wieczór.
Więc już prawie miesiąc, odkąd nie otwierałem tego zeszytu. Nie miałem ochoty na jęczenie literami na jego niebieskich liniach. Bo ostatnio nic dobrego. No, może poza tym jednym wieczorem w Zielonej Górze, gdzie dyplom, jakieś dobre słowa. Uściski rąk. Czy wszystkie szczere?
Jakoś ostatnio stałem się nadto wrażliwy, wzruszam się nazbyt często. Może nie często, ale na pewno z byle powodu. A to wydrę się „brawo” po niesamowitym wykonaniu Muzyki, jak w naszej Filharmonii po ostatnim dźwięku Symfonii e-moll op. 39 Jana Sibeliusa. A to wystarczy, że komuś krzywda jakaś – płaczę z nim; a to radość – także płaczę, a to komuś porysowano wiolonczelę, a ja już cały wystraszony, że nieszczęście…
Teraz też – w słuchawkach muzyka klezmerska. Klarnet skrzypce – smutki w duszy.
Wiele lat wstecz, kiedy pracowałem jako sanitariusz w pogotowiu ratunkowym, miałem jeden wyjazd. To był mężczyzna mniej więcej w takim wieku jak ja teraz. Opowiadał lekarzowi swoje sprawy, co chwilę głos mu się łamał, nie mógł dokończyć zdań. Było mi go żal. Ale też i dziwiłem się, bo nie mówił o jakichś nieszczęściach, raczej o dobrym swoim życiu. Teraz go rozumiem, wtedy nie. Natura, tak sądzę, upośledza nas na starość nie tylko fizycznie, także emocjonalnie. A może to dobrze? Tyle tylko, że czasem wychodzi się na głupka.
A tu dzisiaj właśnie jakiż przyjemny email. Od
Agnieszki Moroz poetki gorzowskiej, której pisanie sobie niezwykle cenię. W mailu link do wyników konkursu poetyckiego, który organizował MDK w Chorzowie i Radio Katowice. Pośród ponad trzystu uczestniczących poetów Agnieszka trzecia ze swoim zestawem. A szefem jury Pan
Maciej Michał Szczawiński. Nazwisko niepotrzebujące rekomendacji i nobilitujące. Przy okazji mój mały sukcesik z kiedyś, kiedyś. Pan Maciej na antenie Radia Katowice mówił o mnie. Już nie pamiętam, czy czytał jakiś tekst. Ten, Agnieszki, na pewno tak:
Przy twoim łóżku
To ja Alice
siedzę przy twoim łóżku czekając na cud
Mam nieodparte wrażenie że ktoś kręci to kamerą
i jeśli po śmierci
swoje życie ogląda się jak film
scenie tej towarzyszyć będzie piosenka Heart Shaped Box
i tykanie mojego serca
Marny ze mnie materiał na bohatera
Nie odnajduję się w roli
skomplikowanego wewnętrznie podmiotu
który reżyser długo przechowuje na jednej z tych półek
za najgęstszymi pajęczynami
by w końcu go wyciągnąć i pokazywać pod światło
W kolejnych ujęciach
przyjmuję tysiąc niekontrolowanych póz
nad twoim łóżkiem zwisam
jak nad przepaścią
z której machają już do mnie znajome dłonie
o nad wyraz krótkich papilarnych liniach
Najgłupsza wizja nagle jest realna
boli jak zdjęcie z Beksińskim palącym własne obrazy
i chciałoby się tam wskoczyć żeby ratować co się da
zagłuszyć widok wrzaskiem jak w regresywnej terapii Janova
lub śnie z którego budzi się zawsze w takim momencie
by nie zobaczyć co wydarzyło się dalej
Dlatego jeśli naprawdę zacznę się bać
pozwól mi cofnąć film
podnieść ci powieki
i spływającą w ciebie kroplę zawrócić do plastikowego worka
tak by widzowie nigdy się nie dowiedzieli
że Alice to tylko mała dziewczynka
chowająca się za gazetą
i papierowym kubkiem kawy
Cóż? Czyż można lepiej? A na pamięć moje chwile przy łóżku Przyjaciela Piotra M. w jego dni ostatnie. Tak, tak! Nawet papierowy kubek może być „ścianą”, odgrodzeniem. Więc się go miętoli, gniecie. Bezsilność i nie wiadomo, co powiedzieć. A trzeba być dzielnym. Sprostać.
Wczoraj pięciu kompozytorów w mojej filharmonii. Orkiestra, skrzypaczka Pani
Joanna Kawalla, Pani dyrygentka
Monika Wolińska. I Ona – Muzyka. Pani skrzypaczka mnie nie przekonała do końca, owszem druga część Koncertu skrzypcowego F-dur Fridricha Bendy, uwiodła. Ale ja czekałem na znaną mi z innych wykonań Symfonię nr 5 D-dur op. 107 tzw. Reformacyjną Feliksa Mendelssohna. Z jej cieniami, melodyką, romantyczną narracją. Także z „fanfarowymi” obgłoszeniami. Te jakże pięknie wybrzmiały po zatrzymaniach. Po dwóch sekundach, te cudne piana lewej strony! Nie do zapomnienia!
Całość zagrana niezwykle emocjonalnie, prawdziwie z perfekcyjnymi dysputami pomiędzy poszczególnymi instrumentami, ich grupami. I nie były to jałowe rozmowy, a takie które wnoszą kolor, dynamikę, cieniują, nadają sensu. Publiczność trzykrotnie wywoływała Panią Monikę Wolińską. I dobrze, że tak!
A ja czekam już na 21 marca, to prawie w moje urodziny.
Maksym Dondalski na skrzypcach,
Paweł Wasilewski na kontrabasie zagrają niezwykle trudny, ale i piękny Gran Duo Concertante, który napisał Giovanni Bottesini (nie bez pomocy Henryka Wieniawskiego) – kompozytor i kontrabasista, nazywany Paganinim tego instrumentu. Obydwaj Panowie wykonawcy są liderami w naszej orkiestrze.
A ja już uczę się tej kompozycji, słuchając po wielekroć.
Już prawie północ. Dzień, tydzień się kończy. A ja myślę o tych, którzy w te dni minione skrzywdzili słowem, spojrzeniem, milczeniem, niedopowiedzeniem. Mnie.
Myślę o tym, co się nie udało, co wyszło. Kogo pominąłem wzrokiem, komu nie odpowiedziałem dobrem na dobro. Rachunek. Aktywa, pasywa. Winien, ma. Wyrównane?
Foto Michał Kapuściński
9 marca 2014 22:18, Marek Z. Piechocki