Światełko w tunelu... Ale zanim, to słowo do dyrektora Filharmonii
Krzysztofa Świtalskiego, który twierdzi, że na prowadzonych przez niego koncertach frekwencja jest dobra, a zmiana za pulpitem dyrygenckim wydaje się większości melomanom nie przeszkadzać.
Otóż nie uważam, aby frekwencja w Filharmonii Gorzowskiej była dobra – raczej średnia. Najczęściej boczne siedzenia puste, część środkowa też nie pęka w szwach, przypomina nieco ser szwajcarski… A zmiana za pulpitem dyrygenckim jednak przeszkadza. Wystarczy wspomnieć przedostatni koncert (ten z odwołanym występem
Zakhara Brona – ciekaw jestem, czy kiedykolwiek dowiemy się prawdy, dlaczego, bowiem z informacji w Internecie można dowiedzieć się, że skrzypek już w wtorek następnego tygodnia prowadził warsztaty w Nowej Hucie. Oto link:
http://www.kursymistrzowskie.pl/kursy/jesien2012/). Nie zostały odwołane z powodu choroby Mistrza, jedynie poinformowano że nie będą tam, gdzie były planowane:
http://www.kursy-mistrzowskie.pl/news/... A planowano je w Gorzowie Wielkopolskim, w naszej Filharmonii:
http://www.kursy-mistrzowskie.pl/news/files/archive-2012.php).
Zakhara Brona w Koncercie skrzypcowym D–dur Piotra Czajkowskiego zastąpiła skrzypaczka z Poznania Anna Malesza. Poradziła sobie całkiem dobrze z tym trudnym utworem. Niestety, solistce nie dorównała orkiestra. Grała nerwowo, nierówno. Były kłopoty z jednoczesnymi wejściami w poszczególnych partiach… Może tak: skrzypaczka nie porwała orkiestry (na co miałem nadzieję), a orkiestra – skrzypaczki. Wielu z melomanów odetchnęło z ulgą po ostatniej nucie…
A IV Symofonia f–moll op. 36 Piotra Czajkowskiego? Owszem, znacznie trudniejsza niż „Piąta”
grana trzy tygodnie wcześniej, ale też z wieloma odniesieniami zarówno do życiowych problemów Autora, motywem losu… I najkrócej: Piotr Czajkowski na pewno nie napisał nut „na hałas”, ale na Muzykę – tej było niewiele… Zbyt częste forte zabijało całą przyjemność słuchania. O wpadkach instrumentalnych, nierównych wejściach już nie wspomnę…
A teraz o światełku w tunelu i może o „melomanach” zdań kilka.
W miniony piątek (19 października 2011) muzyka baroku w pięciu odsłonach: najpierw Jana Sebastiana Bacha trzy koncerty z cyklu „Koncerty Brandenburskie” z Mieczysławem Szlezerem w roli skrzypka prowadzącego i dyrygenta, po nich również J.S. Bacha „Koncert d–moll na dwoje skrzypiec” – tutaj soliści wywodzący się z naszej orkiestry, panowie
Maciej Grygiel i
Łukasz Jaros. Po przerwie Edwarda Griega „Suita z czasów Holberga” op. 40.
I najkrócej: wykonanie Koncertu pierwszego (najdłuższego z wszystkich sześciu w cyklu) F–dur nie zachwyciło, w drugim (również tonacja F–dur) niezwykle i do zasłuchania zagrana część druga (Andante), w trzecim (G–dur) orkiestra dała z siebie wszystko – i to było słychać: wychodziły poszczególne frazy, wejścia, dialogi instrumentów, uzyskano polifoniczny wymiar, dla którego przede wszystkich Jan Sebastian te Koncerty napisał.
We wszystkich trzech wykonaniach podkreśliłbym dobrą jakość prawej strony – wiolonczele i kontrabas – znakomicie! Nie zachwycił natomiast
Mieczysław Szlezer – może to kwestia, jednak przereklamowanej akustyki w Filharmonii, kiedy to instrument solowy zagłuszany jest przez pozostałe? Albo złego umiejscowienia pulpitu dyrygenckiego, z którego grał?
I tak przy okazji. Jestem bardzo ciekaw, skąd pisząca/y folder/program na ten wieczór, wziął informację, że Jan Sebastian Bach skomponował Koncerty (w wiele lat później – bo dopiero w 1802 nazwane brandenburskimi przez biografa Jana Mikołaja Forkela) na zamówienie margrabiego Christiana Ludwiga. Moja wiedza na ten temat jest zupełnie inna…
„Koncert d–moll na dwoje skrzypiec”. Tutaj całkiem przyzwoite wykonanie. Oddające charakter utworu i umiejętność wspólnego grania. Nie prześcigano się, a dialogowano. Orkiestra, tym razem nie przeszkadzała solistom, ogrywając delikatnie i stosownie swoją partię! Tak więc moje uznanie panom Maciejowi Grygielowi i Łukaszowi Jarosowi! A to, jak ktoś słusznie zauważył, nie pierwszy rząd w orkiestrze – więc tym bardziej brawa i gratulacje!
„Suita z czasów Holberga” op. 40. – i to jest moje tytułowe światełko w tunelu! Mój ukłon Orkiestrze i Dyrygentowi za świetne wykonanie dzieła Edwarda Griega! Po raz pierwszy pod Świtalskim zobaczyłem radość grania, radość bycia razem na estradzie – czuło się tę pozytywną emanację w rzędach widowni. Czuło i odbierało z radością. Bo, nareszcie! Podobała się całość – i tu wyrażam nie tylko swoje zdanie, ale także kilku innych melomanów, z którymi rozmawiałem po koncercie! A prezentacja części czwartej Air (Andante religio so) znakomita i zapewne oddająca wszystkie intencje Autora. Mnie uwiodła całkowicie! Przeniosła w jesienną ciszę norweskich fiordów, kiedy bezwietrznie i babie lato w niskich promieniach słońca…
A zmiana za pulpitem dyrygenckim przeszkadza – w przypadku ostatniego Koncertu jakby mniej.
I oby tak dalej. Co nie znaczy, że nie byłoby fajnie mieć i Piotra Borkowskiego. Krzysztof Świtalski zacytował w jednym z wywiadów słynne powiedzenie Jerzego Waldorffa „Muzyka łagodzi obyczaje”, mam więc nadzieję, że załagodzi gorzowskie, filharmonijnie konflikty…
I może na zakończenie jeszcze tak: prosimy (bo nie tylko ja, ale kilka osób z kręgu melomanów)
Panią od zapowiadania programu koncertów o stosowne na tę okazję ubiory. To jest filharmonia, a nie „You can Dance” i wypada, podobnie jak panie z orkiestry, być gustownie, na ciemno i na długo ubraną…
To tyle! Ach! Nie! Jeszcze zdanie o „melomanach”. Tych na ostatnim koncercie spora liczba – i sporo braw po każdej z części wszystkich granych utworów, mimo zapowiedzi Pani w podkasanej spódniczce, by klaskać dopiero po skończeniu danego dzieła. Może przydałby się jakiś telebim z napisami kolejnych nazw i ikonką ręki pojedynczej lub rąk bijących brawo…
Chociaż? Różnie to na świecie jest. W Niemczech podczas pauz między częściami utworów nieskalana cisza (chyba że ktoś pokasłuje), we Włoszech zupełnie inaczej – dobrze, wirtuozowsko wykonany pasaż na fortepianie może wywołać burzę oklasków, a jakiś kiks gromki śmiech albo tupanie… Co kraj to obyczaj…
Z. Marek Piechocki
foto Michał Kapuściński
22 października 2012 22:18, Marek Z. Piechocki