






Rozmowa z byłym prezydentem Gorzowa Tadeuszem Jędrzejczakiem.
Panie prezydencie, wyrzuca pan sobie przegraną?
- Nie.
Spodziewałam się takiej odpowiedzi.
- Nie. Dlatego, że było wiadomo, iż te wybory będą trudne i wszyscy będą przeciwko mnie. W związku z tym raczej startowałem dla zasady, a nie dlatego, że byłem przekonany o wygranej. Wiadome było, że nastroje w Gorzowie są ukształtowane przeciwko mnie. To było widoczne.
Ja rozumiem, że z czasem tak należy powiedzieć, ale jednak gdzieś błąd został popełniony. Miał pan ogromną szansę na zwycięstwo.
- Ale ja mam pełną świadomość, że popełniłem błędy.
Gdzie i kiedy?
- No wie pani. Moje stosunki z radą i moje bardzo częste kłótnie z mediami. Myśmy szykowali się do zupełnie innego Gorzowa. Szykowaliśmy zupełnie inne projekty, zabiegaliśmy o zupełnie inne pieniądze. Tak ustaliłem z radnymi, że końcówka kadencji będzie oszczędna, że nie będzie żadnych nowych inwestycji, bo mamy załatwione środki pomocowe. Oni z tego powodu robili mi zarzuty.
W te gospodarcze plany wdarła się polityka?
- Znaczy nie. Rada w całości, razem z radnymi z mojego klubu, nie wspierała mnie, tylko mnie zwalczała. Zamiast myśleć o mieście, myśleli, jak mnie oczernić.
Mam rozumieć, że ma pan do nich o to żal?
- Nie.
Jest to pana błąd? Jak to rozstrzygnąć po czasie?
- Nie. My mieliśmy dużą motywację. Ja nie miałem motywacji politycznej.
Nie umiał pan ich przekonać?
- Ale argumenty, które im dawałem, były przekonujące.
Czyli jednak polityka.
- Oczywiście. To były działania polityczne niemal wszystkich radnych, którzy po prostu postawili sobie za cel zniszczenie czy doprowadzenie do tego, żeby Jędrzejczak nie wygrał wyborów. To były motywacje polityczne, ale też i osobiste.
Nie lubią pana, nie lubili?
- Myślę, że część tak.
Zawiść, nienawiść?
- Wszystkie te polskie złe cechy miały tutaj miejsce.
A pan nie chciał się dać.
- Ale ja taki jestem, że jak mam rację i jestem do tego przekonany, to ciężko jest mi ustąpić. Poza tym jesteśmy miastem, które uczestniczyło w konkursie w bardzo poważnej konkurencji, jaką było wygranie Lidera Zachodniej Polski. Uczestniczyliśmy w wyścigu o palmę pierwszeństwa w województwie z Zieloną Górą. Myśmy się do tego szykowali. Po to powstawały kolejne inwestycje: bulwary, strefa, zmniejszenie bezrobocia. Wszystko, co robiliśmy, było temu podyktowane. Dlatego te inwestycje infrastrukturalne, które robiliśmy były po to, żeby Gorzów był w przyszłości miastem 150-tysięcznym. Wszystkie obwodnice i drogi, które robiliśmy, były robione z myślą, że w przyszłości Gorzów będzie wchłaniał gminy ościenne i będzie nowa mapa województwa. Realizowaliśmy ten cel, który postawiliśmy sobie w 1998 roku. W momencie, kiedy nastąpiło bardzo silne upolitycznienie rady, to zaczęły się z tym problemy.
Mówi pan: "Jak mam rację, to ciężko odpuścić". Jednak musiał pan odpuścić. Cały czas drążę problem tego błędu. Więc czego pan nie może sobie wybaczyć dzisiaj? Bo jednak zostawił pan to miasto niedokończone...
- No tak. My przygotowaliśmy projekty dla całego centrum Gorzowa. Projekty dotyczące edukacji, kultury. Projekty dotyczące ulic Warszawskiej i Sikorskiego...
A może niektóre informacje o projektach były za piękne, żeby ludzie w to uwierzyli? Może trochę podkręciliście?
- Myślę, że nie były za piękne, tylko że jak ja to obserwowałem później, to media specjalnie się tym nie interesowały. Raczej przedstawiono absurdy, które w Gorzowie miały miejsce, na które nawet nie mieliśmy wpływu. Nie interesowano się tą informacją pozytywną.
Chce pan zrzucić winę na media, ja wiem.
- Nie, nie miałem dobrej polityki informacyjnej po prostu.
Ale miał pan zespół prasowy. To do niego należy dobry PR wokół prezydenta.
- No, ale ten PR był jednak słaby. Powiedzmy sobie szczerze, nie wyszedł nam.
Dobrze, to jeszcze kilka pytań wokół pana. Jaka jest pana najgorsza wada, za którą pan się najbardziej nie lubi?
- Ja się najbardziej nie lubię za to, że jestem porywczy.
No, ale wie pan, wszyscy bywamy porywczy. Później można za to przeprosić. To niemęskie?
- To jest męskie, a ja przepraszałem wielokrotnie. Moją motywacją była praca i służba dla miasta. Ja nie miałem motywacji prywatnych ani osobistych.
Idealista?
- Tak, ja taki jestem. Urodziłem się w takim środowisku i w takim środowisku zostałem wychowany.
I w epoce?
- Nie, epoka jak epoka. W epoce zawsze ludzie są różni. Ja zostałem tak ukształtowany i traktowałem to, że jest to najważniejsza rzecz, jaką mam się zająć. Nie oszczędzałem ani siebie, ani czasu. W związku z tym pracowaliśmy w tym celu. Każdy, kto wychodził z prywatnymi interesami politycznymi, a które nie były zgodne z interesami ogółu, to doprowadzał mnie do szewskiej pasji. Ja potem przepraszałem, że się zapędziłem, itd. Ale mi to szybko przechodzi. Jestem człowiekiem dowcipnym, z dużym dystansem do siebie.
Ludzie pana kochają?
- Różnie. Generalnie myślę, że ludzie mnie lubią. Dlatego, że ja nie jestem człowiekiem ani złym, ani opryskliwym, ani niegrzecznym. Mam dobre stosunki z ludźmi.
A co mówią wrogowie?
- Wie pani, ja pani powiem o moich wrogach jedną rzecz. Gdyby ci wrogowie mówili prawdę i gdyby ci wrogowie zechcieli się wznieść na jakiś poziom wyższy, a nie opowiadali bzdur, nie obrażali ludzi, nie puszczali nieprawdziwych informacji, to i z nimi można by podjąć dyskusje. Ja mogę dyskutować o mieście, tramwajach, polityce. Jestem do tego przygotowany, mam doświadczenie. Ale gdy ktoś najpierw stawia tezę, która jest nieprawdziwa, a potem do tej tezy dorabia osobistą niechęć, to ja tym nie chcę się zajmować.
Mam rozumieć, że to jest to, co pana w Gorzowie najbardziej boli? Czy są inne sprawy bolesne?
- Czy ja wiem. W Gorzowie mnie niewiele rzeczy boli. Dzisiaj to jest inne miasto, z zupełnie ukształtowanym społeczeństwem. Mnie najbardziej boli to, że nie udało się mimo wielu wysiłków i długoletnich starań doprowadzić do powołania akademii. To byłby ten element, który by doprowadził to wzrostu intelektualnego i finansowego miasta. To się nie udało. Zostało to storpedowane zupełnie niepotrzebnie. Można było spokojnie te dwie uczelnie połączyć. Zasymilować PWSZ, tak jak AWF chciał. Była na to zgoda ministerstwa, były na to środki. Po to dwa lata temu kupowałem nieruchomości od AWF-u. To było moim marzeniem i to realizowaliśmy. To miało być tak. Mieliśmy zaczynać od Spichlerza na Zawarciu, iść przez most, przez bulwar do teatru. Z teatru do Zespołu Szkół Artystycznych. Od filharmonii kładką do amfiteatru. Z drugiej strony parku Siemiradzkiego mieliśmy mieć dwa stadiony. Kończyć to się miało na Słowiance. Byłyby to dwa efekty, które przynosiłby dwa wydziały nowej akademii. Dotyczące szeroko rozumianej kultury i mediów. Z drugiej strony rehabilitacji, sportu. Robienia magisterium w Gorzowie na wydziale akademii w zakresie wychowania fizycznego czy rehabilitacji.
Dobre projekty bronią się. Ma pan nadzieję, że kiedyś ten pomysł zostanie zrealizowany?
- Ja kiedyś proponowałem, bodajże w 2011 roku, budowę Zespołu Szkół Artystycznych. Mieliśmy nadwyżkę budżetową w zakresie 11 milionów. Wtedy filharmonia była w budowie. Mieliśmy na to pieniądze. Mieliśmy gotową koncepcję Zespołu Szkół Artystycznych. Łącznie z tym prawym pasem między muzeum a drogą dojazdową, gdzie miały być postawione postumenty na Dziewięciu Muz. To miało być razem zrobione. Dziś mielibyśmy nie ten problem, który mamy, czyli szkoły artystyczne w starych budynkach, które wymagają remontu. Mielibyśmy nową szkołę, a z tego byłby wydział akademicki. Wielka szkoda.
No to co zostanie z tego wizjonerskiego Gorzowa Tadeusza Jędrzejczaka?
- Nie wiem.
Jak pan myśli?
- Ja powiem tak. To była wizja, nad którą pracowaliśmy od lat. Pracowały nad tym zespoły ludzi nie tylko w mieście, ale i poza miastem. Zrobiliśmy zarówno w sprawie nowego centrum, w sprawie urzędu i w sprawie filharmonii tysiące godzin konsultacji. To nie powstawało w tajemnicy, jak to było opowiadane niedawno, że Jędrzejczak siedział w gabinecie i podejmował decyzję. To tak nie było. Łącznie z lokalizacją Słowianki i filharmonii. To było zupełnie inaczej. Wynikało to z planów, które były planami na lata. Ja zawsze boję się jednej rzeczy. Żeby do samorządu nie rwała się prywata, żeby nie było tak, że kolejne lobby decyduje za władzę publiczną. Ja byłem pod tym względem bardzo zasadniczy i twardy. Byłem przez to nielubiany. To jest właśnie największe zagrożenie. Jeżeli prezydent miasta wzniesie się ponad te wszystkie naciski i różnego rodzaju akcje, które są robione. Jeśli wzniesie się ponad opowiadaczy, którzy opowiadają o sobie jako o ludziach, którzy nie wiadomo jakie mają zasługi, a tak naprawdę za nimi jest prywatny interes, który tylko dzięki miastu można odrobić, to są milionowe sumy. Jeżeli prezydent będzie tak postępował, to on przeczyta te projekty. Myślę, że prezydent Wójcicki te projekty przejrzy. Pamiętam te konsultacje, kiedy nie było żadnego zainteresowania mediów czy radnych. A jeżeli już było, to przyprowadzano ludzi, którzy opowiadali różne historie, które niewiele miały wspólnego z tymi projektami. To jest największe zagrożenie. W każdym mieście. Nie wolno ulegać lobbingowi i grupom nacisku, które nie są związane bezpośrednio z interesem ogółu. Jeżeli są to interesy prywatnych osób, prywatnych firm, grup biznesowych, to będzie niedobrze.
Cdn.
Rozmawiała Hanna Kaup
foto Hanna Kaup
« | listopad 2023 | » | ||||
P | W | Ś | C | P | S | N |
1 | 2 | 3 | 4 | 5 | ||
6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 |
13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 |
20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 |
27 | 28 | 29 | 30 |