Przyznam, że przed napisaniem swojego zdania na temat najnowszej komedii Marka Koterskiego „Baby są jakieś inne”, przeczytałam inne recenzje. Dlaczego? Musiałam sprawdzić: czy jestem odosobniona w moich odczuciach co do tego tworu, a może za głupia, by zrozumieć film, którego inni nie będą mogli się nachwalić. Może tylko ja mam złe zdanie o tej produkcji? Ilu recenzentów, tyle opinii. Moja będzie gorzka.
Jedną rzeczą jest to, co chcieli nam przekazać twórcy, drugą – ile z tego zostanie dobrze zrozumiane przez widza, a ile – w ogóle. Idealnie, gdyby jedno i drugie spotykało się w połowie drogi. Wtedy twórca dostałby Oscara i po sprawie. Film okrzyknięty arcydziełem, szybko zapełniłby półki dvd w wypożyczalniach i prywatnych domach.
Ale z „Babami…” nie będzie sprawa łatwa. Raz, że Polska to nie Hollywood, a dwa, że film jest po prostu słaby. Wystawił moją cierpliwość na ciężką próbę. Nie chodzi o to, że obraził mnie jako kobietę, zupełnie nie. W ogóle nie wzbudził we mnie żadnej kontrowersji. Co najwyżej, wynudził za wszystkie czasy.
Półtoragodzinna jazda samochodem i rozprawianie o tym, jak to kobiet na świecie już nie ma, a jedyną pozostałością są baby, do tego użalanie się nad sobą dwóch dorosłych mężczyzn, tak bardzo skrzywdzonych nie przez konkretną samicę, ale zły moment dziejowy, sprawia, że chciałoby się krzyknąć: „No k…!”
To właśnie słowo – i inne znane wulgaryzmy – padają w filmie bardzo często i nie dość, że nie rażą, to wręcz wystarczą, by na sali rozbrzmiały salwy śmiechu. Trochę to żałosne, ale – no właśnie – ten cholerny moment dziejowy, XXI wiek, w którym przyszło nam żyć. Co robić, trzeba się śmiać. Osobiście śmiałam się z dwóch (w sensie dosłownym, liczebnikowym) kwestii.
Nie były one jednak tak dobre, bym je zapamiętała i mogła dzień po obejrzeniu je przytoczyć.
Film nudny, przeciągnięty, dłużył się w nieskończoność, chociaż trwał jedynie 90 minut. Przecież to niehumanitarne podejście, by męczyć widza przez tyle czasu paplaniną o niczym. Nie wyszłam w czasie projekcji tylko dlatego, że miałam miejsce w środku sali. Wszystko, co usłyszałam w filmie, jest oklepane. Przestawianie szyku w zdaniach i niepoprawność gramatyczna w wypowiedziach Pucia (w tej roli
Więckiewicz) nie wkurza do pierwszych 20 minut. Na domiar złego, później, pojawia się jeszcze jakaś potargana i życiowo, i wyglądowo kobieta, która wygłasza pięciozdaniową kwestię, jak to jest w relacjach damsko-męskich i tyle.
No, ale może ja się nie znam na tych relacjach. Może to, o czym ten film traktuje, małżeństwa z kilkunastoletnim stażem znają z autopsji i będą klaskały w dłonie, zaśmiewały się, przytakną głową i docenią „arcydzieło”.
Ja tego nie zrobię i zdecydowanie nie polecam.
Karolina Perska
200 lat dla pani Zofii
Nieczęsto zdarza się, aby tradycyjnie śpiewane „sto lat”, z racji chwili, modyfikowano w sekwencji życzeń na lat „dwieście”. Tak właśnie ...
<czytaj dalej>Oni tu zostają
„Zostaję!” to hasło nowej kampanii promującej Gorzów, która ma zwrócić uwagę na zalety naszego miasta, dzięki którym jest ono doskonałym ...
<czytaj dalej>Pielgrzymki
Tegoroczna piesza pielgrzymka powołaniowa odbędzie się w sobotę w sobotę 27 kwietnia.
Wyjście pielgrzymki na trasę z Paradyża do Rokitna nastąpi ...
<czytaj dalej>Prezydent w ministerstwie
Prezydent Gorzowa w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
- Z doświadczenia wiem, że najważniejsze są relacje bezpośrednie. Ustalenia, które zapadają wtedy ...
<czytaj dalej>