
Okolice Santiago do Cacém były zamieszkane już w epoce żelaza, jednak za kolebkę współczesnego miasta uznaje się starożytną Miróbrigę, która na naszej mapie figurowała pod hasłem „zobaczyć koniecznie”.
Jej całkiem nieźle zachowane ruiny znajdują się na obrzeżach Santiago, postanowiliśmy więc – o ile się da – ominąć centrum i pojechać od razu do celu. Stojący na przedmieściu budynek stacji kolejowej z lat 30. XX w. po prostu nie dał się ominąć. Wzbudził nasze zainteresowanie realistycznymi obrazami ułożonymi z białych, niebieskich i żółtych płytek ceramicznych. Wiedzieliśmy, że Portugalia słynie z dekoracji wykonanych z azulejos, co innego jednak wiedzieć, a co innego zobaczyć.
Budynek nie jest w najlepszej kondycji, bo linia kolejowa straciła na ważności i została zlikwidowana w ostatniej dekadzie ubiegłego stulecia, nadal jednak trwa i cieszy oko. Szukając informacji o nim, natrafiłam na motoryzacyjne ciekawostki głoszące, iż pierwszy samochód, jaki w 1895 r. pojawił się w Portugalii, był własnością hrabiego Avilez z Santiago do Cacém; pierwszy rolls royce w tym kraju także zawitał do Santiago do Cacém, a kiedy Ministerstwo Robót Publicznych zaczęło wydawać tablice rejestracyjne, tę z numerem 1 otrzymał w 1904 r. samochód również w Santiago do Cacém. Pojęcia nie mam, czy wszystkie są prawdziwe, ale przyznajcie, że są co najmniej godne uwagi.
W oddali kusiły jeszcze mury zamku zbudowanego przez Maurów i sylwetka trzynastowiecznego kościoła św. Marcina (Igreja Matriz de Santiago do Cacém). Kościół przebudowano po wielkim trzęsieniu ziemi, jakie nawiedziło Portugalię w 1755 r., a ze średniowiecznego zamku pozostały właściwie tylko forteczne mury otaczające utworzony w ich wnętrzu cmentarz (taką decyzję podjęły w 1838 r. władze miasta). Na starówce z pewnością znaleźlibyśmy klimatyczne zaułki, jednak Miróbriga kusiła bardziej. Nerwowo zerkaliśmy na zegarki, bowiem nieubłaganie zbliżała się sjesta, czyli czas, w którym nawet placówki kulturalne zamykają swoje podwoje na dwie godziny (a do jej rozpoczęcia zostało również 120 minut). Na szczęście, udało się szybko dotrzeć do celu, więc spędziliśmy je w imponujących ruinach. Trochę nawet przeholowaliśmy, ale pracująca w niewielkim muzeum pani nie miała o to pretensji.
Obejrzenie ekspozycji przed rozpoczęciem wędrówki po ruinach rzuca nieco światła na ich historię. Dowiedzieliśmy się, że Miróbriga Celtici była najpierw ufortyfikowaną celtycką osadą (świadczy o tym końcówka „briga”), a od ok. II w p.n.e. zaczęli w niej gospodarować Rzymianie. Rozwijała się – prawdopodobnie już jako Salatia Imperatoria – aż do V w. n.e., stając się największym rzymskim miastem na południe od Tagu. Wspominali o niej Pliniusz Starszy i Ptolemeusz.
Zbudowano tu naprawdę okazałe wille, tawerny, całą dzielnicę handlową, spore forum (rynek) ze świątynią, dwie imponujące łaźnie (męską i żeńską) oraz wielki hipodrom. W wielu miejscach zachowały się fragmenty chodników i wyraźnie widać układ ulic. Obszar udostępniony do zwiedzania obejmuje niemal trzy hektary, jednak szacuje się, że powierzchnia Miróbrigi mogła być nawet trzy i pół razy większa. Archeolodzy odkopali zaledwie jej część, a pierwszym z odkrywców tego miejsca był żyjący na przełomie XV i XVI w. dominikanin André de Resende uważany za ojca portugalskiej archeologii.
Wille bogatszych mieszkańców zdobione były freskami. Dla ochrony przed płowieniem, ich pozostałości zostały zadaszone. Ocalały też spore fragmenty drogi, której nawierzchnię ułożono z polerowanych kamieni, a kompleks łaźni termalnych należy do najlepiej zachowanych w całej Portugalii. Łaźnie składają się z dwóch przylegających do siebie budynków. Wyraźnie można w nich wyodrębnić typowe pomieszczenia: caldarium (kąpiele gorące), frigidarium (kąpiele zimne) i tepidarium (ogrzewana podłogowo sala do wypoczynku, wyróżniająca się zdobieniami ściennymi). Nadal widoczne są podwójne ściany i fragmenty skomplikowanego systemu odprowadzania wody z kamiennymi i ołowianymi rynnami i rurami. Blisko łaźni stoi jednołukowy most kamienny.
Opuszczaliśmy Miróbrigę syci wrażeń. Wprawdzie nie widzieliśmy jedynego w Portugalii zachowanego w całości rzymskiego hipodromu (placu w kształcie elipsy, na którym Rzymianie urządzali wyścigi rydwanów), bo jest trochę oddalony od ruin miasta i wyłączony ze zwiedzania, ale w muzeum obejrzeliśmy jego zdjęcia. Wyglądał na nich jak duże owalne boisko bez trybun, więc chyba nie ma czego żałować. Za to pogoda dopisała na tyle, że mieliśmy dodatkową atrakcję w postaci wygrzewających się w promieniach słońca jaszczurek. W ruinach żyją co najmniej trzy różne gatunki, w każdym razie tyle udało się nam uchwycić aparatem.
Maria Gonta
foto Gontowiec Podróżny
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
Milion dla filharmonii
W środę 6 grudnia 2023 r. marszałek Marcin Jabłoński spotkał się z dyrektor Filharmonii Gorzowskiej Joanną Pisarewicz.
W projekt budżetu Samorządu ...
<czytaj dalej>Oprogramowanie Lubuskie trzeba zaktualizować
- Oprogramowanie Lubuskie trzeba zaktualizować - powiedział podczas spotkania lubuskich samorządowców w Paradyżu - Gościkowie prezydent Gorzowa Jacek Wójcicki.
7 grudnia ...
<czytaj dalej>Coraz bliżej święta
Otwarcie hali sportowo-widowiskowej Arena GORZÓW jest głównym elementem tegorocznej kampanii „Gorzów blisko świąt”. Dwudniowa impreza zaplanowana jest w dniach 9-10 ...
<czytaj dalej>Chcą nowego porozumienia paradyskiego
Prezydent Gorzowa Jacek Wójcicki, wspólnie z prezydentami Zielonej Góry Januszem Kubickim i Nowej Soli Jackiem Milewskim, jest inicjatorem i współorganizatorem ...
<czytaj dalej>