Niebo zaciągnęło się na amen. Pada nieprzerwanie od wczoraj, a pogodynka – jakby całkowicie straciła wyobraźnię – zacięła się na obrazku ze strugami deszczu. Ziemi w to graj, ale jej pragnienia nie ugaszą nawet kilkudniowe opady. Takie wnioski uderzają w głowę jak obuchem, kiedy odwiedza się miejsca podobne do miejscowości San Romà de Sau w północno-wschodniej Hiszpanii.
San Romà de Sau nazywają wioską duchów. Była naprawdę stara. Wspominano ją w dokumentach z X wieku, ale z całą pewnością istniała tu osada już w czasach rzymskich, może nawet wcześniej. W latach czterdziestych minionego stulecia, z chwilą kiedy rząd Katalonii wybrał Dolinę Sau na miejsce budowy zbiornika wody pitnej dla Barcelony i okolic, rozpoczęło się jej powolne umieranie. Mieszkańców wywłaszczono i przeniesiono do miasteczka Vilanova de Sau wybudowanego na szczycie wzgórza Mas de l'Arbós, w którym mieszkali także pracujący przy budowie inżynierowie i robotnicy. Opuszczona wioska w milczeniu czekała na wielką wodę. Nawet zmarłych zabrano na nowy cmentarz. Sztuczna powódź zatopiła wszystko ostatecznie w 1965 r. Ponad taflę nowego jeziora, niczym symboliczny nagrobek całej miejscowości, wystawała tylko dzwonnica średniowiecznego kościoła. Musiało to wyglądać niesamowicie.
Dziś już takiego widoku nie ujrzycie. Ekstremalne susze spowodowały opadnięcie lustra wody do tego stopnia, że możemy oglądać nie tylko całą świątynię w jej niezniszczalnej okazałości, ale też ruiny domów i zagród, brukowanych ulic, opustoszałego kolumbarium i nawet ozdobne wieżyczki dawnego pięciołukowego mostu nad Terem, przez który prowadziła główna droga wjazdowa do wsi. Garbaty most z kamienia powstawał w latach 1390-1412. Kościół jest znacznie starszy. Konsekrowano go w 1062 r. i został oficjalnie uznany za najstarszą, ciągle stojącą, zatopioną świątynię na świecie. Ponieważ miejsce to przyciąga wielu turystów (nas też), lokalne władze zdecydowały się wzmocnić fundamenty świątyni betonem. Można też znaleźć informacje, że krótko przed zatopieniem wioski otynkowano dodatkowo wnętrze dzwonnicy, aby zapobiec jej zawaleniu. Jak widać, poskutkowało.
Miejsce jest niesamowite. Trzeba uważać, gdzie stawia się stopy, bowiem czasami jest grząsko. Wrażenie potęgują wystające z wody stare słupy elektryczne i bagienny bruk utworzony przez wysychające bryły ziemi.
Bodek eksperymentalnie wkładał długi kij w szpary pomiędzy nimi. Schował się cały.
A gdybyście się tam wybierali, to pamiętajcie o dobrych butach. Bogdan musiał swoje wyrzucić, chociaż założył nowiutkie. Nie wytrzymały konfrontacji z podłożem.
Maria Gonta
foto Gontowiec Podróżny
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
Przebudowa Spichrzowej
Ostatnie przygotowania do rozpoczęcia przebudowy ulicy Spichrzowej.
Konsorcjum firm TORMEL i WUPRINŻ, przebuduje ostatni, półkilometrowy odcinek ulicy Spichrzowej. Pierwsze prace ruszą ...
<czytaj dalej>UMCS z Jazz Clubem Pod Filarami
80 lat UMCS w Lublinie z Jazz Clubem „Pod Filarami”.
W dniach 14 -17 maja 2024 roku w Akademickim Centrum Kultury ...
<czytaj dalej>Remont schodów
Nowe schody na Piaskach, obok lecznicza zieleń.
Rusza remont schodów przy ul. Bohaterów Westerplatte, zejście do ul. Sczanieckiej. Skarpa przy schodach ...
<czytaj dalej>Obchody 900-lecia jubileuszu
W sobotę 11 maja br. w Ośnie Lubuskim odbędą się uroczyste obchody z okazji dziewięćsetlecia ustanowienia biskupstwa lubuskiego.
Przygotowania do tej ...
<czytaj dalej>