16 stycznia. „Jak pogoda na świętego Marcela, będzie pogodna Wielka Niedziela”. Z takich zapowiedzi można się tylko cieszyć, bowiem spektakl za oknem zapowiada niezwykle barwną Wielkanoc. Wystartował przed siódmą, kiedy granatowoczarne niebo zaczęło się pruć, ukazując zdecydowanie jaśniejsze podbicie. Nad linią horyzontu różowiało nieśmiało, potem pojawiły się złote nitki, a niebieskości nabierały coraz to nowych odcieni. Słońcu wyznaczono pobudkę na ósmą trzy. Pół godziny przed czasem, ktoś pospiesznie starał się zacerować najbarwniejsze pęknięcie, zapominając, że mocno naciągnięty materiał może się popruć w innym miejscu (co oczywiście się stało).
Dzisiejsze prognozy dla naszego miejsca na ziemi uśmiechają się komunikatem „częściowo słonecznie”, ewoluującemu w kierunku „przeważnie słonecznie”. Będzie pięknie, absolutnie odwrotnie do założeń wyliczonego matematyczno-psychologicznie najbardziej depresyjnego dnia w roku.
Blue Monday wymyślił w 2011 roku brytyjski psycholog Cliff Arnall, podstawiając do wzoru m.in. krótki dzień z małą ilością słońca, świadomość niedotrzymania noworocznych obietnic i niski stan wyczyszczonego minionymi świętami konta. No więc tak, proszę pana psychologa:
- krótki dzień to w połowie stycznia nie nowina i nie ma sensu smucić się z tego powodu, bo każdy kolejny jest już wyraźnie dłuższy,
- słońce pojawia się wcale nie tak rzadko, choć mogłoby przyświecać dłużej,
- noworoczne postanowienia mają się dobrze, wystarczy tylko podejmować je świadomie i raczej nie obiecywać sobie, np. radykalnego schudnięcia w ciągu dwóch tygodni,
- do niskiego stanu konta zdążyliśmy się już przyzwyczaić, bo jednym z najpopularniejszych w minionym roku słów jest „inflacja”.
Założenia Niebieskiego Poniedziałku to pseudoteoria i absolutnie nie należy się do nich przywiązywać. Najlepiej uśmiechnąć się szeroko do nowego dnia i nowego tygodnia, a potem zastanowić się nad sposobem świętowania przypadającego dzisiaj Dnia Pikantnych Potraw. W naszej kuchni królować dziś będzie ostra jak brzytwa zupa fasolowa.
Z wartych przypomnienia rocznic wybrałam datę powrotu do kraju wawelskich arrasów (16.01.1961). Przypłynęły z Kanady na pokładzie statku „Krynica”, a po trzech miesiącach zawisły w salach Zamku Królewskiego na Wawelu. Ewakuowane pospiesznie we wrześniu trzydziestego dziewiątego, razem z innymi królewskimi skarbami popłynęły prymitywną barką w dół Wisły. Przybiły do brzegu w Mięćmierzu (dziś dzielnica Kazimierza Dolnego), skąd wyruszyły w dalszą szaloną podróż. Wszystko to nadaje się na scenariusz sensacyjnego filmu.
Mięćmierz, dawna flisacka wioska, oddalony jest nie więcej jak trzy i pół kilometra od centrum Kazimierza. Wystarczająco blisko, by przespacerować się wzdłuż rzeki, podziwiając uroki Małopolskiego Przełomu Wisły i panoramę drugiego brzegu z ruinami zamku w Janowcu, a jednocześnie wystarczająco daleko, by nie docierały tam autokary wycieczkowe. Miejsce urody niezwykłej, po którym wędrować trzeba niespiesznie, chłonąc ciszę i opowieści wiatru.
Historycznych ciekawostek znajdziecie tu sporo. Jedną z nich jest ustawiony nad rzeką pamiątkowy głaz z inskrypcją: „W dniu 9 września 1939 roku do tego miejsca dopłynął galar, którym ewakuowano skarby wawelskie. Dzięki pomocy miejscowej ludności z Kazimierza Dolnego, Karmanowic i Wojciechowa przetransportowano je furmankami do Tomaszowic a następnie wywieziono z Polski przez Rumunię do Kanady. Powróciły na Wawel w latach 1959 i 1961. W 70. rocznicę uratowania skarbów kamień ten ufundowano staraniem Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Oddział w Kazimierzu Dolnym. Męćmierz 09.09.2009”
Na zakończenie kilka słów o św. Marcelim, od którego – według cytowanego wyżej przysłowia – zależeć ma świąteczna niedziela (w tym roku przypadająca dziewiątego kwietnia). Marceli I był na przełomie lat 308/309 papieżem. Krótko, tylko przez pół roku, ale zdążył opracować system opieki nad cmentarzami. Wygnany z Rzymu przez cesarza Maksencjusza za zbyt radykalne reformy, które wywołały niepokoje społeczne. Hagiografowie podają, że jego kościół tytularny zamieniony został na stajnie, a Marcelego uczyniono stajennym. Po śmierci otrzymał funkcję opiekuna stajennych i masztalerzy. Jest też patronem Raciborza. Według tamtejszej legendy miał ocalić miasto w czasie oblężenia przez Tatarów (16.01.1241). Do dziś na raciborskim rynku można oglądać barokową kolumnę morową z Maryją na jej szczycie oraz stojącymi u jej stóp świętymi: Marcelim, Sebastianem (patron od epidemii) i Florianem (patron od ognia).
Tekst i foto Maria Gonta
Składy komisji Sejmiku Województwa Lubuskiego
Radni województwa w trakcie sesji w dniu 20 maja 2024 r. wybrali przedstawicieli komisji w Sejmiku Województwa Lubuskiego VII kadencji.
Wybrano ...
<czytaj dalej>Przebudowa Spichrzowej
Ostatnie przygotowania do rozpoczęcia przebudowy ulicy Spichrzowej.
Konsorcjum firm TORMEL i WUPRINŻ, przebuduje ostatni, półkilometrowy odcinek ulicy Spichrzowej. Pierwsze prace ruszą ...
<czytaj dalej>UMCS z Jazz Clubem Pod Filarami
80 lat UMCS w Lublinie z Jazz Clubem „Pod Filarami”.
W dniach 14 -17 maja 2024 roku w Akademickim Centrum Kultury ...
<czytaj dalej>Remont schodów
Nowe schody na Piaskach, obok lecznicza zieleń.
Rusza remont schodów przy ul. Bohaterów Westerplatte, zejście do ul. Sczanieckiej. Skarpa przy schodach ...
<czytaj dalej>