13 marca. Słoneczny poranek wróży piękny dzień. Jeżeli sprawdzi się przysłowie „Marzec czy słoneczny, czy płaczliwy, listopada obraz żywy” to i pod koniec roku nie będzie źle.
Pomimo nocnych przymrozków, północno-zachodnie krańce kraju wiosennieją z każdym dniem. Śniegu nie ma u nas już od dawna, więc i skorzystanie z dobrodziejstw tzw. „wody marcowej” nie dla nas. Czasy jej kariery jako jednego z podstawowych kosmetyków dworskich już wprawdzie minęły, ale warto ten fakt odnotować.
O zapasy wspomnianej wyżej wody dbały panny apteczkowe rekrutujące się najczęściej spośród ubogich i oczywiście niezamężnych krewnych właścicieli dworów. To one zajmowały się zdrowiem i urodą mieszkańców posiadłości, nierzadko udzielając porad zdrowotnych okolicznym wieśniakom. Dzierżyły także klucze do tzw. sklepu, czyli piwnicy wypełnionej leczniczymi ziołami, nalewkami i wszelakimi miksturami, pośród których woda marcowa zajmowała ważne miejsce. W zachowanych receptariuszach panien apteczkowych można przeczytać:
„Przez śnieg marcowy rozumie się ten tylko, co w tym miesiącu pada, a który się zbiera z wierzchu nie mieszając ze starym. Woda z niego nie na ogniu, ale w izbie stopiona, przechowuje się w butelkach przez rok cały w sklepie […]. Jeśli kto nie może lub nie chce używać wody marcowéj, niech przynajmniéj myje się miękką deszczową, lub ze stawu braną; ale nigdy z krynicy lub studni, bo te robią skórę twardą i szczepiącą się”.
Dzisiejsi kosmetolodzy preferują wodę morską, polecając używanie jej aerozoli przez osoby z cerą trądzikową bądź atopową. Chwalą wskazane dla wszystkich kąpiele w słonych roztworach oraz zachęcają do stosowania kosmetyków z wodami: termalną, lodowcową i morską, na przemian z preparatami zawierającymi minerały z Morza Martwego. Woda, jak widać, ma moc!
Skoro zadbaliśmy od rana o własną urodę, możemy pomyśleć o drobnych przyjemnostkach, a te zapewnić nam mogą dwa z dzisiejszych świąt – Dzień Tortu Kokosowego i Dzień Klejnotów. Za tortami nie przepadam, natomiast hasło „klejnoty” wywołuje z mojej pamięci przyjemne obrazy.
Jeden z nich to wizyta w niemieckim dwumieście Idar-Oberstein, słynnym giełdą kamieni szlachetnych (że o innych atrakcjach nie wspomnę). Nigdy wcześniej nie myślałam, że zanurzenie rąk po łokcie w kufrze wypełnionym kolorowymi odpadami z produkcji jubilerskiej może dać człowiekowi tyle przyjemności. Każdy, kto w tamtejszych sklepikach chciał nabyć na pamiątkę niewielkie oszlifowane kamyki, po uiszczeniu drobnej opłaty otrzymywał woreczek i dostęp do wypełnionego po brzegi kufra. Żadnych ograniczeń czasowych czy jakościowych. Przebierać, wybierać, zamieniać, wysypywać i zaczynać od początku… na co tylko miało się ochotę. Pękaty woreczek mam wśród swych karbów do dziś.
Żeby napatrzeć się na kamienie szlachetne nie trzeba jechać aż tak daleko. Wystarczy odwiedzić w lipcu agatową stolicę Polski, którą jest Lwówek Śląski. Tamtejsze Lwóweckie Lato Agatowe od lat już plasuje się wśród najlepszych imprez mineralogicznych świata.
Tekst i foto Maria Gonta
« | maj 2024 | » | ||||
P | W | Ś | C | P | S | N |
1 | 2 | 3 | 4 | 5 | ||
6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 |
13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 |
20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 |