Motto:
Metafory i analogie, poprzez zestawienie razem różnych kontekstów, prowadzą do powstawania nowych sposobów patrzenia.
„Prawie wszystko to, co wiemy, łącznie z poważną nauką, opiera się na metaforze. I dlatego nasza wiedza nie jest absolutna”. ”
profesor Joseph Weizenb
O tym miejscu przy jeziorze w Kłodawie pisałem już kiedyś, kiedyś. Że to miejsce przyjazne, że towarzyszyłem jego budowie od czasu wylewania fundamentów pod wieże, po pierwsze jazdy na desce w poprzek jeziora. Owszem, nie moje te jazdy…
Bałem się kolejnych urazów, złamań. Kiedyś moje spokojne przemieszczanie się rowerem duktem leśnym skończyło się na oddziale ortopedii. Nie było to miłe.
I tak już czwarty sezon w Wake Park bez mała za nami. A ja nadal pomostowym teoretykiem. Aż do minionego wtorku! Przyjazne dusze: „Panie Marku, niechże pan w końcu spróbuje!” Przynoszą deski (dwa rodzaje), obowiązkowy kask, kamizelkę ratunkową. Pianka niepotrzebna – woda ciepła, upał.
Próbuję najpierw na desce bez wiązań. Start wyszedł, jak skomentowali obserwujący „wydarzenie dnia”, rewelkowo. No, niestety po 50 metrach tzw. gleba. Deska odpłynęła. Próba nr 2 – nieudana. „Złej baletnicy przeszkadza rąbek spódnicy” – zmieniam deskę na taką z wiązaniami. O! Lepiej! Nie znaczy to, że bez kolizji z lustrem wody. Ale ponoć całkiem nieźle, jak na nowicjusza.
Dzień drugi: najpierw wpław do fontanny (z bojką, z bojką…) na przyzwyczajenie się do temperatury wody. Wracam. Na pomoście czeka już Pani Beatka i Marcin, deska, kask i kamizelka… „Ręce prosto, nogi nieco ugięte. Stój na niej, jak na podłodze”. 1, 2, 3 – start. Uwagi wychodzą na dobre – jadę! Ja jadę! Kilka razy w tę i z powrotem. Owszem, bez efektownego „zakręcania” - zamiast niego spektakularne się taplanie, szukanie rączki z linką. Ale co tam. Jak mówią „łejkowcy” – jest progres.
Teraz sobota. Wieczór. Najpierw, w ciągu dnia, pożegnałem bardzo mi bliską Osobę, Elę Kuczyńską. Pewnie jedną z niewielu, która w całości przeczytała mój ostatni tomik „Przedstawienia”. „Wiesz - mówiła. - Chętnie przeczytam te wiersze na jakimś spotkaniu, podobają się, trafiają do mnie, po kolejnym z nimi obcowaniu stają mi się bliskie. Ja będę recytowała, ty zaplumkasz te swoje consolations na fortepianie”. Planowaliśmy to na tę najbliższą jesień w holu biblioteki wojewódzkiej. Bo tam niezwykły stary fortepian. Z pięknym dźwiękiem…
Elę zostawiłem w kolumbarium. Sam pojechałem pływać. Może wzbudzić to sprzeciw, zdziwienie czytelników. Czy jest jakaś metafizyczność, niesamowitość łącząca te dwa zdarzenia: pogrzeb i pływanie? Jest! To samotność i specyficzne poczucie wolności, wyobcowania, oddalenia się od tego, co ludzkie. Na cmentarzu, mimo wielu ludzi, jesteś sam. Ze swoimi myślami, przypomnieniami – jakże indywidualnymi. Płynąc samotnie przez jezioro, pokonując jego przestrzeń, jesteś w podobnej sytuacji.
„W dzbanie jeziora drzemie chłód niebieski”
(cytat z piosenki Marka Grechuty)
Płynę. Ramiona rozgarniają wodę. Jeden brzeg
się oddala, drugi przybliża. Pode mną dwadzieścia trzy metry.
Michał - brat, w Blue Hole, zszedł na 115.
Nie. Nigdy nie nurkowałem. Strach - rodzaj klaustrofobii.
Przestrzeń zamknięta z każdej strony. Obca. Im głębiej tym
zimniejsza, tracąca przejrzystość. W końcu zostajesz sam.
Ciemność. W niebieskim chłodzie. Witanie przodków.
A powyżej lustro jeziora. Na nim niebo, obłoki, słońce i ptak.
Orzeł bielik z pobliskich Markowych Błot.
Jest jednak różnica. A może nie? Może Ela ma niebo, obłoki, ptaki na wyciągnięcie ręki. I gitarę.
Teraz sobota. Wieczór. W słuchawkach „Krakowski spleen”. Myśli krążą, jak ten bielik nad mokradłami. Wake Park i sukces opanowania deski, którą ciągnie lina, pływanie na głębię i Ela, z którą już nie zrobię wieczoru autorskiego. Ontologia. Metafizyka zdarzeń. Spleen.
Z. Marek Piechocki
W sobotę, 25 sierpnia 2018 roku
Foto Hanna Kaup
« | maj 2024 | » | ||||
P | W | Ś | C | P | S | N |
1 | 2 | 3 | 4 | 5 | ||
6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 |
13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 |
20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 |