"Ten dzień należał do jednego aktora" - tak
Mirosław Rawa zaczął swój wpis odnośnie prezentacji długoletniego planu inwestycyjnego Gorzowa przedstawionej w poniedziałkowe popołudnie przez prezydenta
Jacka Wójcickiego. Dodał też: "Odważnie, trochę na pokaz. Makiety poprzednika zostały w magazynie. Co się uda, a co nie?"
No właśnie. To pytanie pozostaje i - jak sądzę - przy konstruowaniu planu jego autorzy powtarzali je sobie nieustannie, ostatecznie wierząc, że uda się wszystko.
Ja mam wątpliwości. Jak dla mnie, trochę tego za wiele. Dlaczego? Otóż targa mną nieodparte wrażenie, że jeśli uda się to, o czym mówił i co pokazywał prezydent, a co zostało przygotowane przy wsparciu - jak ich nazwał - uszu miasta, czyli radnych, którzy przekazywali mu uwagi mieszkańców, to uda się nam wydać - całkiem niemałe jak na Gorzów - pieniądze. Uda się, ale co dalej? W jakim będziemy miejscu?
Oczywiście, zadania do realizacji, wskazane przez prezydenta Wójcickiego, są potrzebne. Wiele z nich nawet koniecznych, ale - jak najsłuszniej powiedział na zakończenie prof.
Jerzy Hausner - jeśli się ma majątek, jeśli się go pomnaża, to trzeba o niego dbać, trzeba go ubezpieczać, trzeba mieć na to pieniądze, by zrealizowane inwestycje nie były kulą u nogi. To jest ekonomia.
W związku z tym, po poniedziałkowej prezentacji, przedstawionej w światłach kolorowych reflektorów, z monitorami telewizyjnymi wystawionymi również na balkonach, z zewnętrzną konferansjerką, z gośćmi ściągniętymi z Krakowa (przyjechali swoim autem na pewno nie na wodę), z profesjonalnie zrobioną prezentacją, ze skierowaną do mieszkańców miasta broszurą "Wieloletni Plan Inwestycyjny Gorzowa 2016-2023", w której powtórzono prezentację, niestety, mam wątpliwości, czy nie był to przerost formy nad treścią i trochę dzielenie skóry na niedźwiedziu.
Oczywiście, bardzo to dobrze, że miasto dba o stylistykę przekazu, że poziomem próbuje dorównać tym, w których tego typu konferencje są normą, tyle że zderzenie poniedziałkowego spotkania z codzienną rzeczywistością, z licznymi brakami informacyjnymi po stronie miasta, budzi moje wątpliwości.
Kolejny raz bowiem zadałam prezydentowi pytania i kolejny raz na nie nie odpowiedział. Tzn. coś tam rzekł w kwestii kosztów przygotowania prezentacji WPIG w filharmonii, że to niedużo, jakieś 30 tys. zł i że pewnie na biurku już leży zapytanie, ale w sprawie Schodów Donikąd właściwie nie powiedział nic.
- Panie prezydencie, niezbyt dokładnie pamiętam, ale prawdopodobnie 9 mln zł w sferze kultury przeznaczamy na Schody Donikąd (źle pamiętałam, to 15,6 mln zł -
dop. mój HK). Dlaczego na schody, dlaczego z kultury i dlaczego tyle? - zapytałam.
- Mówimy tutaj o miejscu kultowym, o miejscu takim mocno znaczącym w Gorzowie, miejscu, które wyjątkowo kojarzy się mieszkańcom Gorzowa - zaczął Jacek Wójcicki. - W związku z tym, dlaczego akurat z kultury? Dlatego, że priorytet, który może być realizowany w programie środków europejskich, jest akurat dostępny w tym przedziale. Co będzie realizowane? Będzie modernizacja tych Schodów Donikąd, a jaka dokładnie, to już będzie wizja architektów.
- Za tyle milionów, nie powie mi pan, że to tylko modernizacja. Co pan tam planuje? - nalegałam na konkret.
- Na tyle założyli architekci. Jaka będzie dokładna wizja tego, to już od architektów będzie zależało - usłyszałam.
I ta wypowiedź prezydenta sprawiła, że mam wątpliwości, z których rodzą się kolejne. Dotykam tylko tematu kultury, ale wskazanie niemal 16 mln zł na rewitalizację Schodów Donikąd bez jakiejkolwiek wizji nie napawa optymizmem. Jeśli bowiem nie ma wizji, nie ma szczegółowych planów. Jakie więc pieniądze, kiedy i na co dostaniemy z środków europejskich? Kto i kiedy stworzy projekt, który spotka się z aprobatą dzielących fundusze? I w związku z tym, czy cały ten inwestycyjny plan nie jest dzieleniem skóry na niedźwiedziu?
Bo - wracając do myśli prof. Jerzego Hausnera - można było (ba! trzeba było!) pokazać, jak będzie wyglądała rewitalizacja Schodów Donikąd i jakie pieniądze dzięki niej wrócą do miasta.
Przecież nikt sobie nie wyobraża, że zakopiemy w tym "kultowym miejscu" kilkanaście milionów, bo wtedy to byłyby to nie tylko prawdziwe schody donikąd, ale cała inwestycyjna droga donikąd.
Mam nadzieję, że tak się nie stanie.
Hanna Kaup
redaktor naczelna/wydawca
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć