Właściwie teraz powinny zacząć się wakacje. Bo przecież: burza związana z przekształceniem gorzowskiego szpitala – póki co – za nami, a nowy dyrektor-prezes wrócił po latach na wymarzone gorzowskie miejsce; polityczne spotkanie zarządu lubuskiej Platformy Obywatelskiej za nami i mam nadzieję, że pierwszy obiad przewodniczącej
Bukiewicz w obecności jej kontrkandydata do fotela szefa wojewódzkiego partii wiceministra
Jabłońskiego nie zakończył się dla nikogo czkawką; Algorytmy i Kwestionariusze Szacowania Ryzyka Zagrożenia Życia i Zdrowia w Związku z Przemocą w Rodzinie – wdrożone, policjanci już wiedzą, co, jak i kiedy. Czas więc uzbroić się w cierpliwość i poczekać na efekty wakacyjnych rewolucji w naszym regionie.
W sprawie szpitala wszyscy wszystko już napisali i powiedzieli. Jedni przedwcześnie pogrzebali sprawę przekształcenia, inni dostrzegli szansę na zatrzymanie tego procesu, jeszcze inni szybciutko zaprosili na debatę w temacie „Co dalej z gorzowskim szpitalem?”, którą zorganizowali 3 września w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej. – Po co? – że zapytam i tylko z grzeczności nie przytoczę odpowiedzi jednego z kolegów dziennikarzy. Można się jednak domyślać, że też nie widział sensu. Ale na debacie byliśmy. Wniosek z niej jeden. Ponad wszystko kochamy gadać, gadać, gadać. A nuż uda się komuś zbić na tym gadaniu jakiś kapitał. Znów minęły niemal trzy godziny, a to, czego się dowiedzieliśmy, można było zamknąć w góra 60 minutach na zasadzie wskazania faktów, które od teraz znaczą. To, co zdarzyło się kiedyś, maglowaliśmy już milony razy.
Niestety, ci, którzy mogliby powiedzieć coś konkretnego i ważnego (np. dlaczego tak naprawdę
Marek Twardowski nie chciał podpisać pewnych dokumentów, a zrobił to
Piotr Dębicki) nie robią tego i będą pewnie tłumaczyć to jakąś tajemnicą, dobrem sprawy czy obywateli lub nagle uznają, że były dyrektor po prostu przestał być kompetentny. Zresztą, klamka zapadła i teraz już z bieżącej sytuacji będzie się tłumaczył zarząd nowej jednostki. Czy jesień przyniesie ze sobą złoto nie tylko w koronach drzew, jak zapowiadają autorzy przekształcenia? Pażiwiom, uwidzim. Papiery złożone w sądzie i to od niego zależy, kiedy udamy się już nie do Samodzielnego Publicznego Szpitala Wojewódzkiego, ale do Wielospecjalistycznego Szpitala Wojewódzkiego sp. z o.o. w Gorzowie.
W ostatnią sobotę sierpnia Gorzów stał się areną wyjątkowego spotkania. W Polsce skończył się „teatr jednego aktora”, jak powiedział
Stefan Niesiołowski, podsumowując zwycięstwo
Donalda Tuska w wewnętrznych wyborach, a u nas powiało początkiem wewnętrznej zimnej wojny. W końcu oficjalnie ogłoszono, że do rywalizacji o fotel przewodniczącego lubuskich struktur PO wystartuje obok obecnej szefowej
Bożenny Bukiewicz, wiceminister
Marcin Jabłoński. I choć ze strony polityka, który mówi o sobie: – Mieszkam pośrodku, pochodzę z południa, pracowałem i w Gorzowie, i w Zielonej Górze. Moje doświadczenie to kapitał, który chcę wnieść, by tworzyć programy i wypracowywać stanowiska. Znam całe województwo – padają zapewnienia, że chce prowadzić otwartą dyskusję, że jego kampania nie będzie miała negatywnego charakteru i nie będzie dzieliła, to nie trudno zauważyć, że coś w atmosferze niespokojnie tyka i prędzej czy później da o sobie znać. Zresztą, Bożenna Bukiewicz już nie wytrzymała ciśnienia, gdy usłyszała pytanie, jak będzie zabiegać o swoje poparcie. – To wewnętrzna sprawa partii – rzuciła z niby-uśmiechem.
W sobotę przybyła otoczona wianuszkiem polityków i parlamentarzystów, ale zaprosiła dziennikarzy tylko po to, by za naszym pośrednictwem podziękować. Wiadomo komu. A oni, czyli wianuszek, by podziękować jej za – mówiąc najprościej – wszystkie sukcesy naszego województwa.
Konferencja prasowa Bożenny Bukiewicz odbyła się o 10.30, a Marcina Jabłońskiego – w samo południe. Obok niego stanął najwierniejszy wojewoda
Jerzy Ostrouch i radny
Mirosław Marcinkiewicz. Około 12.30 spotkali się wszyscy.
– Zacznijmy od obiadu, bo niektórzy z was przyjechali z daleka – powiedziała szefowa. Wspomniane tykanie słychać było coraz mocniej, bo choć przy każdym miejscu leżało menu, to nawet minister nie bardzo wiedział, gdzie ma usiąść. Ostatecznie wybrał towarzystwo wojewody. Zaraz potem zamknięto przed nami drzwi.
Jakie wrażenie można było wynieść z obserwacji spotkania politycznych rywali w Gorzowie? Ano, choć wianuszek polityków otaczał koleżankę z południa, choć w jednym z biogramów o przewodniczącej PO w lubuskim można przeczytać, że: „Jest uśmiechnięta i życzliwa, przez co łatwo nawiązuje kontakty z ludźmi”, to Marcin Jabłoński z kontaktami radzi sobie lepiej. Poza tym, dotknął sprawy najważniejszej, czyli potrzeby prowadzenia merytorycznej dyskusji. A powiedzieli mu to zwolennicy PO na spotkaniach w Międzyrzeczu, Nowej Soli czy Żarach. I on jest do tej dyskusji gotowy już dziś, a więc wystartował nie tylko bez dopingu, ale i bez falstartu.
Nie wiem, czy przewodniczącej uda się nadrobić swoje opóźnienie, co niestety, nie przesądza o wyniku wyborów. Za to Marcin Jabłoński będzie musiał się napracować, by jego plan
mógł się ziścić, bo przecież polityka to matematyka. A ta jest nieubłagana.
Chyba że atmosfera, jaką wprowadza do PO przewodnicząca, zmęczyła już zbyt wielu.
Hanna Kaup
redaktor naczelna/wydawca
Oni tu zostają
„Zostaję!” to hasło nowej kampanii promującej Gorzów, która ma zwrócić uwagę na zalety naszego miasta, dzięki którym jest ono doskonałym ...
<czytaj dalej>