Zwykle idę na żywioł, ale tym razem wcześniej zaplanowałam swoją nocną kulturalną marszrutę. Właściwie poukładało się samo. Od 16.00 do 23.00 miałam zdążyć do siedmiu miejsc.
Galerię Bezbronną zaliczyłam w tygodniu, więc ominęłam budynek Starego Ratusza.
Lubię niespodzianki, więc często specjalnie nie zgłębiam tematu zapowiadanego wydarzenia, oczekując na jego realizację przez organizatorów. Tak więc na początek: 16.00 – ŁubuDubu. Na wszelki wypadek jestem dziesięć minut przed czasem. Na dworze żar. Kilka osób siedzi w ogródku. Czekam więc na kanapie obok wejścia. Dochodzą mnie odgłosy rąbania drzewa i jedno dmuchnięcie w mikrofon. Potem… cisza. Nie dzieje się nic. Szukam mężczyzny, który przypominałby Dariusza Czapskiego. Czekam 40 minut i wchodzę do środka. Oglądam wiszące na ścianach interesujące zdjęcia tzw. weselnego kiczu, ale to nie są prace Czapskiego. W połowie drogi pani zza bufetu zaprasza na lampkę wina. Stoją w dwóch szeregach: białe i czerwone. Dziękuję i pytam, kiedy zacznie się coś dziać.
– Wernisaż już był – odpowiada pani.
– Jak to, był? Kiedy? – drążę zadziwiona. Z boku dostrzegam stojący mikrofon – pewnie ten, w który ktoś wcześniej dmuchnął. – No, dzisiaj, niedawno. Przed szesnastą. O szesnastej – poprawia się pani.
Kłamstwo przyłapane, a jak ktoś kłamie, to ja dziękuję i wychodzę. W rogu na stoliku dostrzegam rozrzucone kartki papieru. To prawdopodobnie zapowiadana „Dokumentacja jako sztuka”. Dla mnie falstart z wykluczeniem.
Nie ma jeszcze 17.00, ale po drugiej stronie ulicy, w Parku Róż już zainstalowali się wegetarianie. Kilka stanowisk czeka na rozpoczęcie gotowania. Są produkty, przepisy, a na osobnym stoliku pasztety na bazie jajka i soczewicy lub cukinii, kruche ciastka oraz ciasto z bananem. Wygląda apetycznie. Można próbować, a grosik wrzucony do puszki pójdzie na wsparcie schroniska Azorki. Miłośnicy diety wegetariańskiej z Gorzowa zaprosili do siebie nie byle kogo, bo blogerkę Mariolę Streim, która nadzoruje pracę zespołów kulinarnych. Po niespełna godzinie można próbować. Sałatka ziemniaczana z majonezem i cebulą, a na deser kwiaty dzikiego bzu zapiekane w cieście naleśnikowym, polane musem z truskawek – pychota. Do tego chłodne napoje i rozmowy w towarzystwie nie tylko facebookowych znajomych (pozdrawiam całą sKrajną ekipę) i godzina z okładem mija jak 15 minut. Zostawiam ludzi w dobrych nastrojach.
Fotorelacja:
http://www.egorzowska.pl/pokaz,galeria,0,0,2013-06-24_moj_nocny_szlak_kulturalny_wegetariani,
Gdy dojeżdżam do Filharmonii Gorzowskiej, pierwszy rzut zainteresowanych „Melodią Mistrzów” już rozpierzchł się po obiekcie.
– W ciągu pięciu minut od otwarcia weszło 30 osób. Każda dostaje ołówek i plan gry filharmonicznej. Trzeba znaleźć ukryte nuty, wprowadzić do legendy, odgadnąć zagadkę i przyporządkować ją kompozytorowi – tłumaczy pracownica FG. Wystarczy 30 minut, by poradzić sobie z rozwiązaniem. Trzeba tylko być uważnym i spostrzegawczym, bo nutki poukrywano w najróżniejszych miejscach. Przed 19.00 z nagrodami wychodzą pierwsi zwycięzcy. Wśród nich 11-latki Oliwia Chrapkiewicz i Agnieszka Kowalska. Przyjaciółki uzupełniały się, bo Oliwia chodzi do szkoły muzycznej i zna nuty. – Ona pomaga mi w zapisie nut, a ja wzięłam na siebie rozwiązywanie zagadek – wyjaśnia Agnieszka.
Fotorelacja:
http://www.egorzowska.pl/pokaz,galeria,0,0,2013-06-24_moj_nocny_szlak_kulturalny_fg,
I mnie udaje się wygrać voucher na koncert w nowym sezonie. Zaraz potem zdążam do Muzeum Spichlerz na moment przed tańcem… smoka.
– Tego jeszcze w Gorzowie nie było – mówi dyr. Wojciech Popek. Potem – przed otwarciem wystawy chińskiego rękodzieła i rzemiosła artystycznego jej kurator prof. Henryk Brandys odnosi się m.in. do różnic w postrzeganiu piękna przez Polaków i Chińczyków.
– My patrzymy i mówimy, że coś się nam podoba albo nie. Chińczyk najpierw patrzy, co dana rzecz symbolizuje, bo u nich niemal każdy element coś oznacza – wyjaśnia.
Około 19.30 tłum napiera na muzeum. Jedni podziwiają misterną robotę ozdób, inni miniaturowe latawce czy wyroby z laki, jeszcze inni śledzą rytuał parzenia herbaty. Słuchają Piotra Osucha i próbują napoju przygotowanego przez jego żonę Xie Ting Ting. Sporo osób wykorzystuje okazję, by obejrzeć makietę grodu i inne ekspozycje muzealne.
Fotorelacja:
http://www.egorzowska.pl/pokaz,galeria,0,0,2013-06-24_moj_nocny_szlak_kulturalny_smok,
http://www.egorzowska.pl/pokaz,galeria,0,0,2013-06-24_moj_nocny_szlak_kulturalny_smok2,
A w Lamusie już otwarcie OTOFOTO. Wygrywa Krzysztof Nadłonek fotografią otworkową. Specjalna nagrodę otrzymują Katarzyna Kućko i Tomasz Hołyński za swój projekt nawiązujący do „Procesu” Kafki, a nagrodę publiczności: Agnieszka Doberschuetz. W niewielkim pomieszczeniu tłum, jak zawsze w czasie fotograficznych odsłon. Wielu zostaje, ja mam przed sobą Jazz Club Pod Filarami.
Fotorelacja:
http://www.egorzowska.pl/pokaz,galeria,0,0,2013-06-24_moj_nocny_szlak_kulturalny_lamus,
Ale zdążam jeszcze do Małej Galerii Fotografii. Tam Stefan Piosik pije kolejną herbatę, bo od ciągłego opowiadania swoich podróżnych historii, zaczyna tracić głos. Nieustannie ktoś wchodzi. Są starsi i młodsi, ale wszyscy zazdroszczą tych podróży. Młodzież pyta o wskazówki, ktoś zaprasza na spotkania w większych grupach.
Gdy wchodzę do jazzowej piwnicy, akurat zaczyna się koncert. Na scenie saksofonista Janusz Muniak, czyli – jak mawiają przyjaciele – hrabia de Muniaq. Z nim Kajetan Galas na organach Hammonda i zatrzymujący mnie pocałunkiem w rękę i słowami „Witaj hrabino” Arek Skolik na perkusji.
Janusz Muniak w czerwcu skończył 72 lata. – To już ostatni, który tak gra – mówi Boguś Dziekański. Rzeczywiście, muzyk pokazuje, że jest w świetnej kondycji i tworzy wydarzenie klimatyczne, choć klimatyzacja przy sobotniej temperaturze niewiele pomaga. Ale miłośnicy jazzu z pewnością zadowoleni.
Fotorelacja:
http://www.egorzowska.pl/pokaz,galeria,0,0,2013-06-24_moj_nocny_szlak_kulturalny_muniak,
Swoje kulturalne wędrowanie kończę przed północą przy Panopticonie albo kuszeniu św. Antoniego. Z taką mobilną instalacją wystąpił na Wełnianym Rynku artysta plastyk Andrzej Moskaluk. Konstrukcja na kołach, choć niedopuszczona do ruchu (musiała być dowieziona na lawecie) to mieszanina cytatów kultury i artystycznego spojrzenia na świat Andrzeja Moskaluka. W świetle nocy zyskuje na tajemniczości i wciąga w zamierzoną ludyczność. Obserwatorzy przyglądają się pozostającym w niekończącym się transie kurczakom (artysta stworzył je wg własnego pomysłu i technologii), zaglądają do kapliczki (jeśli ktoś przyjrzy się obrazowi H. Boscha Kuszenie Św. Antoniego, z pewnością dostrzeże nawiązania w instalacji), nieśmiało dotykają eksponatów i robią sobie przy nich zdjęcia.
– O to właśnie chodzi – mówi sam artysta, przyglądający się nieco z ukrycia reakcjom ludzi. Tych – by dopełnić klimatu festynu – karmi kaszanką, kiełbasą i karkówką z grilla szef Karczmy Pod Łosiem Wawrzyniec Zieliński.
Fotorelacja:
http://www.egorzowska.pl/pokaz,galeria,0,0,2013-06-24_moj_nocny_szlak_kulturalny_moskaluk,
Uff… Kolejny dzień zamykam po północy. Pogoda dopisała. Świetne wydarzenia i ludzie. Jacyś inni niż na co dzień. I oby tak zostało.
Tekst i foto Hanna Kaup
« | maj 2024 | » | ||||
P | W | Ś | C | P | S | N |
1 | 2 | 3 | 4 | 5 | ||
6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 |
13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 |
20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 |