Moje wieczory – piątkowy i sobotni (28, 29 października 2011) bardzo muzyczne! Piątkowy – w Filharmonii Gorzowskiej, sobotni - w Jazz Clubie „Pod Filarami”. Dwie zasadniczo różniące się instytucje, wspólny jednak mianownik – muzyka. I to w dobrym wydaniu. No, może nie do końca, ale o tym później.
Filharmonia – w końcu doczekałem „mojego” Ludwiga van Beethovena, Jego Muzyki. (Bardziej „mój” jest tylko Fryderyk Chopin i Jego kompozycje). Na początek wieczoru „Coriolan” – Uwertura koncertująca. To fragment większej całości, która stanowiła ilustrację muzyczną dramatu austriackiego poety Heinricha Colina z 1804 roku. I te rzeczywiście dramatyczne zajścia z tekstu kompozytor postarał się w swojej muzyce ujawnić, pokazać. W zasadzie trudno jest dzisiaj już usłyszeć całą kompozycję. Grana jest tylko Uwertura, podobnie zresztą jak z Egmonta.
Moim zdaniem „nasi” filharmonicy nie za bardzo poradzili sobie z tym utworem. Nierówne wejścia,
nieregularność, zbyt częste zupełnie nieuzasadnione forte, długie pauzy. Brak ciągłości narracyjnej.
A przecież tę Autor chciał pokazać, opisać nutami. Jakże przecież niezwykłą, pełną dramaturgii historię Coriolana. Ale może to ja mam złe nagrania? Dla porównania. Więc dosyć o tym!
Po Uwerturze przerwa techniczna na ustawienie fortepianu. Czekamy. Czy w tym czasie nie mógłby ktoś poopowiadać nieco o muzyce, występujących artystach – przecież tak nieprzeciętnych! Agata Szymczewska, Rafał Kwiatkowki, Hinrich Alpers – to Oni za chwilę w „Koncercie „potrójnym” na fortepian, skrzypce i wiolonczelę” C-dur op. 56 Ludwiga van Beethovena! Ba, pani Agata na siedemnastowiecznym Stradivariusie!
Ale nie brzmiał, podobnie jak fortepian! Nie wiem, co zawiodło. Wszak mówi się o niezwykłej akustyce Filharmonii. Zachwyciła natomiast wiolonczela. Może akurat to jej przypasowały podsufitowe ekrany? Nie wiadomo po co wiszące, skoro nawet pozbawiony skrzydła fortepian był słabo słyszalny! Wiem, że jego partytura w tym akurat utworze nie jest zbyt błyskotliwa (tutaj „pierwsze skrzypce” gra wiolonczela), nie zawiera jakiś popisowych pasaży, wejść – ale powinien być słyszany! A jego dźwięki czytelniejsze.
Przecudnej urody, wzbudzająca zachwyt słuchaczy część II (Largo) – przepiękny duet wiolonczeli i skrzypiec (niezwykle przez panią Agatę i pana Rafała zagrany) na tle wyciszonych smyczków, klarnetów i fagotów. Tutaj „stradivarius” pokazał się z jak najlepszej strony głębokim, miłym dla ucha i słyszalnym dźwiękiem. Szkoda, że ta odsłona Koncertu taka krótka. W słowie „niezwykle” ukrywam zarówno umiejętności techniczne jak i te, które muzykę opowiadają. Umiejętność dialogowania, budowania nastroju ułatwiającego słuchaczowi „wejście” w sedno muzyki – zapamiętywanie się w niej, zapominanie o tym, co zewnętrzne. Więc zapewniam – tak było!
Posłuchać gry Agaty Szymczewskiej i Rafała Kwiatkowskiego – niezwykłe przeżycie!
Po przerwie Orkiestra wykonała gorąco oklaskiwaną przez publiczność Symfonię Nr VII w tonacji
A-dur op. 92. Sądzę, że spełniło się powiedzenie samego Kompozytora o czynieniu ludzi (poprzez muzykę) pijanymi. Oczywiście, duchowo pijanymi.
Owszem, wykonano utwór brawurowo, mogło się podobać. Szkoda tylko, że szanowna publiczność
nadal nie może się powstrzymać od oklaskiwania po kolejnych częściach danego utworu. Oczywiście wiem, że różne są na ten temat zdania, uprzedzenia, zwyczaje. Np. widownia włoska nagradza wykonawców nawet „pomiędzy nutami”, słysząc dobrze wykonany ustęp, ba, nawet pasaż . Jednak „u nas” przyjęte jest, że aplauz winien być dopiero po zakończeniu utworu.
Zresztą, widziałem reakcje Dyrygenta, który stosownymi gestami starał się uciszać Widownię.
Sobotni wieczór także niestracony!
Ale o tym przeczytajcie już tutaj:
http://www.egorzowska.pl/pokaz,kultura,2014,
Z. Marek Piechocki
« | maj 2024 | » | ||||
P | W | Ś | C | P | S | N |
1 | 2 | 3 | 4 | 5 | ||
6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 |
13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 |
20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 |