
Publikujemy list, który przysłała do redakcji
Zofia Bilińska.
W okresie młodości i dobrej kondycji fizycznej, nasze kontakty z ośrodkami i instytucjami ratującymi zdrowie są bardzo ograniczone. Choroby, starość, niedołężność nie zajmują naszego myślenia. Po prostu, istnieją obok nas, a my jesteśmy wolni od wszelkich złych zdarzeń, od chorób i śmierci.
Ale niespodziewanie dosięga nas nieszczęście, choroba i konieczność powierzenia swojego zdrowia, a nawet życia obcym ludziom, do których chcielibyśmy mieć zaufanie.
Kiedy na początku lutego wchodziłam do budynku Wielospecjalistycznego Szpitala Wojewódzkiego w Gorzowie Wlkp., poczułam się – pośród tłumu osób zgromadzonych przed recepcją – osaczona, zagubiona i bezradna. Wszyscy prosili o informacje, czekali na porady, wykazywali zdenerwowanie.
W głównym holu plątanina korytarzy, schodów, wejść, wyjść i... ta moja bezradność.
Pani za szybą recepcji, poproszona o informację, spokojnie i miło objaśniła kierunek mojej wędrówki na określony oddział szpitalny. Ta sympatyczna, krótka rozmowa jakby dodała mi odwagi, pokazując ludzką twarz obiektu, kojarzącego się z cierpieniem, strachem, zagubieniem.
Po dopełnieniu szeregu formalności związanych z przyjęciem do szpitala, zaprowadzono mnie – i kilka innych kobiet – na właściwy oddział.
I tu czekało mnie miłe zaskoczenie. Długi korytarz, gabinety lekarzy i pokoje chorych zmieniły się nie do poznania. Byłam tu kilka lat wcześniej. Wtedy z odrazą korzystałam z toalety, łazienki, po której bezkarnie pełzały jakieś insekty, a brak papieru toaletowego to była normalność.
Dziś oddział zmodernizowany, odświeżony lśni czystością i miłym ogólnym wyglądem. Ściany sal szpitalnych w pastelowych kolorach, przy sali łazienka z natryskiem wyłożona płytkami ceramicznymi do samego sufitu. Przy umywalce mydło w płynie i papier do wycierania rąk, a także papier toaletowy w dowolnych ilościach. Płyny odkażające w łazience i sali chorych.
Milej i bezpieczniej jest chorować w takim otoczeniu, gdy czuje się dbałość o pacjenta.
Ale zawsze najważniejszy jest personel szpitala, ludzie, którzy tworzą właściwą atmosferę i zachowaniem względem chorych dają świadectwo swojej empatii i odpowiedzialności za pacjentów. Jestem pewna, że w przypadku osób zajmujących się chorymi, najważniejsze to powołanie, czyli wrażliwość na czyjeś cierpienie, a przede wszystkim ogromna cierpliwość i zrozumienie.
Przez dziewięć dni pobytu w szpitalu miałam okazję poznać kilku lekarzy i część personelu, czyli pielęgniarki, które podziwiam i szanuję, a jednocześnie współczuję im ogromnej, niewdzięcznej pracy.
Dziś mam wyrzuty sumienia, że sama przysporzyłam tym Paniom wiele kłopotów, za które serdecznie przepraszam. Byłam osobą cierpiącą i potrzebującą szczególnej uwagi oraz – co się z tym wiąże – zaangażowania opiekunek, pielęgniarek, osób o wysokich kwalifikacjach.
Wiele razy naciskałam na guzik dzwonka alarmowego, prosząc o pomoc. Na każdy sygnał siostry reagowały natychmiast, spiesząc z pomocą. Schludnie, kolorowo ubrane, jak opiekuńcze duchy pochylały się nad chorymi, obdarzając miłym słowem, zapewniając o powrocie do zdrowia, do domu, do rodziny.
To może naiwne, mało znaczące, ale jakże ważne dla chorego.
Moją szczególną wdzięczność i podziękowanie kieruję do dwóch pań, którym zawdzięczam coś wyjątkowego. To było dla mnie zdarzenie z pogranicza jawy i snu, w którym uczestniczyły OPIEKUŃCZE NIEBIESKIE ANIOŁY.
Niebieskie nie od nieba, ale od błękitnego ubrania, który miały na sobie, gdy udzielały mi nocnej pomocy. Skojarzyłam Je z aniołami, które – unosząc wysoko skrzydła – przemieszczały na wózku szpitalnym z ogromną szybkością moje schorowane ciało, przetransportowując je z oddziału na oddział, od specjalisty do specjalisty.
Dla mnie było to metafizyczne zjawisko unoszenia się nad płaszczyzną podłogi i całkowite oderwanie od chorej rzeczywistości.
Panie
Grażyna Krzymińska i
Małgorzata Ulanowska-Mernak na zawsze pozostaną w mojej pamięci NIEBIESKIMI ANIOŁAMI, które nie czując czy raczej nie okazując zmęczenia, do końca wielu zabiegów przy mnie trwały, a pytane o to zdarzenie następnego dnia twierdziły, że nic szczególnego się nie wydarzyło, że takie sytuacje wpisane są w ich harmonogram powinności.
A więc nie tylko mnie potraktowano szczególnie.
Pacjentki, które trafiają na Oddział Ginekologii Szpitala Wojewódzkiego w Gorzowie, kierowany przez dr.
Krzysztofa Kaczmarka, zapewne podobnie jak ja, znajdują dobrą, fachową opiekę, pod okiem kompetentnych lekarzy, pielęgniarek pełnych empatii dla chorych, a także spieszących z pomocą pań – psycholożki i dietetyczki.
Dziękuję serdecznie Panu dr.
Jerzemu Homie, który prowadził mnie w chorobie, dr
Magdalenie Krzemińskiej, dr.
Piotrowi Szulcowi, a także wszystkim lekarzom pracującym na oddziale. W szczególności zaś moim BŁĘKITNYM ANIOŁOM oraz Pani
Sylwii Maciulko i wszystkim Paniom pielęgniarkom oddziału.
Łatwiej chorować pod dobrą, fachową opieką!
Łączę pozdrowienia.
Zofia Bilińska
PS
Mam tylko jedną uwagę i prośbę, aby w szpitalu znalazło się miejsce na bibliotekę, bo czytanie może być także częścią terapii – łagodzeniem cierpienia.
Foto WSzW