






Ostatnio koncertował w Kandzie. W poniedziałek wpadł do wrocławskiego Impartu i zaraz poleciał do Austrii, bo w środę i czwartek gra w Wiedniu i Linz. Potem będą Niemcy i Holandia. Na 11 październikowych występów, tylko dwa da w Polsce. Jeden właśnie we Wrocławiu, drugi w Łodzi. Powiedzieć, że gorzowianin Adam Bałdych gra, to za mało. On na scenie szaleje i swoim szaleństwem zaraża innych. Ci, którzy ostatnio słuchali skrzypka, rozumieją, o czym piszę.
Adam Bałdych (skrzypce) zagrał z Pawłem Tomaszewskim (fortepian), Michałem Barańskim (kontrabas, gitara basowa) i Pawłem Dobrowolskim (perkusja) głównie utwory z płyty „Imaginary room”. Były jednak i takie, które jeszcze czekają na nowy krążek, niezwykle dynamiczne, energetycznie porywające.
Ze względu na wrocławski koncert Adama, przedłużyłam swój pobyt w stolicy Dolnego Śląska. Przedłużyłam tym bardziej, że 15 września, kiedy występował w Jazz Clubie Pod Filarami, nie było mnie w miasteczku nad Wartą.
Inaczej słucha się swojego wykonawcy u siebie, a inaczej w świecie. To taki moment próby. Znają czy nie znają? Przyjdą czy nie przyjdą? Kiedy czekałam pod drzwiami sali teatralnej Impartu, targały mną wątpliwości, na ile wrocławska publiczność zechce poniedziałkowy wieczór spędzić z jednym z najzdolniejszych młodych skrzypków, a na ile Adam, który tego samego dnia wrócił z Kanady, porwie tę publiczność.
Przyszło 200 osób. Raczej w wieku więcej niż średnim. Kto zna koncert Adama, wie, że początek jest jak rozgrzewka sportowca przed zawodami, że w tych na pozór przypadkowo wyciąganych ze skrzypiec dźwiękach jest muzyczne działanie także na słuchacza, że zaraz potem się zacznie i będzie tak, jakby sam diabeł prowadził smyczek po strunach. Bo trzeba diablego sprytu, szybkości i kondycji, by grać tak, jak grał we Wrocławiu Adam Bałdych. I tak, jak pękało włosie w jego smyczku, a on nie przestawał grać, tak pękały lody między muzykiem i widownią, i coraz częściej były brawa po partiach solowych, okrzyki i znów brawa, prawdziwe przeżywanie, a na końcu… owacje na stojąco! Był też bis i tu znów Adam odpowiednio zadziałał na rozbudzonego widza. Zagrał uspokajająco, wyciszająco, znów podziękował, ukłonił się, zszedł ze sceny i zaraz potem podpisywał płyty i plakaty, odbierał gratulacje i słowa podziwu, robił sobie z fanami zdjęcia.
Na koncercie byli również słuchacze, którzy specjalnie dla Adama przyjechali spoza Wrocławia. Był mężczyzna z Jeleniej Góry, była też gorzowianka, która kończyła II LO razem z siostrą Adama Magdą. Byli goście spoza Polski. Wszyscy zachwyceni.
Zapytany o reakcję publiczności Adam Bałdych powiedział po koncercie:
– Na zakończenie ludzie nie zawsze wstają, ale zdarza się to dość często. Za każdym razem jest to wielka przyjemność i pochwała tego, że naprawdę dajemy z siebie wszystko na tej scenie. Artyści lubią, jak ludzie odbierają muzykę, chodzą na koncerty, a jak jeszcze im się chce z krzesła wstać, to znaczy, że mają… zdrowe nogi - żartował.
Trzeba pamiętać, że muzyk zagrał koncert zaraz po powrocie zza oceanu.
– W Kanadzie było fantastycznie. Tydzień byłem goszczony w bardzo francuskim stylu, próbowałem wielu wspaniałych dań i poznałem wielu bardzo ciekawych ludzi, którzy dobrze przyjęli moją muzykę. Tu zagraliśmy z zespołem „Imaginary quartet”. Spodziewałem się braku energii, ale okazało się, że takie niedospanie powoduje eksplozję emocji na scenie i bardzo się z tego cieszę. Przyszło sporo fajnych ludzi i to był wyśmienity koncert. Pozdrawiam Gorzów Wielkopolski, moje kochane miasto.
Nie ma co pisać. To był diablo dobry wieczór. Zobaczcie zresztą sami, co Adam wyprawiał na scenie.
Tekst i foto Hanna Kaup
Fotorelacja również tu:
http://www.egorzowska.pl/pokaz,galeria,0,0,2013-10-15_diablo_dobry_wieczor_1,
http://www.egorzowska.pl/pokaz,galeria,0,0,2013-10-15_diablo_dobry_wieczor_2,
« | październik 2023 | » | ||||
P | W | Ś | C | P | S | N |
1 | ||||||
2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 |
9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 |
16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 |
23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 |
30 | 31 |