
„W pewnej miejscowości w Manczy, której nazwy nie mam ochoty sobie przypominać, żył niedawno temu pewien szlachcic, z tych, co mają kopię w tulei, starodawną tarczę, chudą szkapę i gończego charta”. Wiecie o kogo chodzi? Ależ tak! O Don Kichota.
Kiedy podróżowaliśmy przez Hiszpanię, nie mogłam, po prostu nie mogłam ominąć związanych z nim miejsc. Zaznaczyłam na mapie kilka z nich, nie upierając się, że musimy dotrzeć do wszystkich. Na Ruta de Don Quijote, czyli wytyczonym z okazji 400-lecia wydania pierwszej części powieści Cervantesa Szlaku Don Kichota, turystów zdecydowanie mniej jak nad morzem czy oceanem, mimo to – a może właśnie dlatego – warto go odwiedzić. Trzeba sobie tylko zdawać sprawę, że to naprawdę trasa nie na jeden wypad i w dodatku skrojona pod błędnego rycerza, dokładnie według schematu: „Don Kichot ruszył naprzód drogą, wcale się o nią nie troszcząc, wybór w tej mierze zostawiając najzupełniej rozumowi konia”.
Można się w jej meandrach zaplątać na amen, bo Ruta de Don Quijote to jeden z największych szlaków ekoturystycznych Europy. Obejmuje 148 peublos (miasteczek) opisanych przez Cervantesa w książce oraz całą masę innych charakterystycznych miejsc.
Autonomiczny region Kastylia-La Mancza (Castilla-La Mancha) położony jest w środkowej Hiszpanii, obejmuje część płaskowyżu zwanego Mesetą Iberyjską otoczonego przez Góry Kastylijskie, Sierra Morena i masyw Serrania de Cuenca. Panuje tu sucha, kontynentalna odmiana klimatu podzwrotnikowego. Wiatr hula, unosząc kłęby pyłu w odcieniach ochry i brunatnej czerwieni. Drogi proste jak strzelił, obok nich setki hektarów porośniętych krzewami oliwnymi i winoroślą oraz – uwaga, uwaga – szafranem.
„Jeżeli szafran, to tylko z La Manczy. Jest najlepszy na całym świecie” – taką przynajmniej ma opinię. Fioletowe kwiaty pojawiają się najwcześniej pod koniec października i wtedy wczesnym rankiem na pola wychodzą pracownicy wycinający z ich wnętrza czerwone pręciki. Muszą to zrobić zanim jeszcze słońce zacznie prażyć. Ponieważ szafran zbiera się tylko ręcznie, nie ma się co dziwić, że jest najdroższą przyprawą świata.
Ponad uprawami, ponad kilometrami pustkowi porośniętych ostrą jak brzytwa trawą, ponad porozrzucanymi luźno w terenie kamieniami górują one, ziejące ogniem bestie Don Kichota. Olbrzymy, z którymi Rycerz Posępnego Oblicza prowadził bohaterskie potyczki (Don Kichot sam się tak nazwał od czasu, kiedy stracił w bójce trzy zęby).
„– Co za olbrzymy? Gdzie? – pyta Sancho Pansa.
– A tam, czyż ich nie widzisz? – rzecze Don Kichot – z takimi okropnymi rękoma, że u niektórych i na pół mili sięgają.
– Ależ przyjrzyjcież się dobrze, wielmożny panie – odpowie Sancho – toć to nie olbrzymy, to są wiatraki, a te ręce, to śmigi, którymi wiatr obraca”.
Hiszpańskie molinos różnią się od naszych kanciastych wiatraków. Są obłe, niewysokie, tynkowane na biało, z bliska trochę chropowate. Na tle błękitnego nieba ich ramiona odcinają się wyraźnie. Jak dla mnie wyglądają bajkowo. Odwiedziliśmy dwa ich skupiska: Mota del Cuervo i Campo de Criptana, poza tym zahaczyliśmy o wioskę Dulcynei, czyli El Toboso.
Siedem wiatraków z Mota del Cuervo otrzymało w 1967 r. wspólną nazwę „Balcón de La Mancha”. Spotkaliśmy je na drodze jako pierwsze, im więc należy się pierwszy zachwyt. Na wichrowych wzgórzach ustawiono obok nich figury Don Kichota, jego ukochanej Dulcynei i wiernego giermka Sancza Pansy wykonane z ostrzy pługów lub radeł.
Z El Toboso miała pochodzić idealizowana przez Don Kichota prosta chłopka Aldonza Lorenzo. To ją wybrał na damę swego serca i w obronie jej czci stoczył wiele pojedynków. Ktoś policzył, że nazwa wioski wymieniona jest w powieści 150 razy. Senna miejscowość wydała nam się niemal wyludniona (sjesta), tylko w otwartych drzwiach domów powiewały zasłony uszyte z ciężkiego materiału ozdobionego sylwetką Don Kichota na Rosynancie. We wszystkich identyczne. Okna oczywiście szczelnie zasłonięte roletami i okratowane. Widok zakratowanych okien nie opuszczał nas już niemal do granicy z Portugalią.
Chociaż Dulcynea jest postacią fikcyjną, władze El Toboso wyznaczyły jeden z domów, w którym ponoć miała mieszkać i urządzono tam muzeum. Nie wchodziliśmy do środka. Na mikroskopijnym placu przed miejscowym kościołem znaleźliśmy wykonaną z metaloplastyki scenkę rodzajową przedstawiającą szalonego rycerza klęczącego przed swoją wybranką. Kapelusz Don Kichota pełnił funkcję fontanny.
W Campo de Criptana wiatraków jest aktualnie 10. Jeszcze niedawno było 12, a oryginalnie stały w tym miejscu 32 wiatraki, wszystkie z XVI i XVII w. Zanim do nich dojechaliśmy, musieliśmy pokonać niezwykle strome uliczki i ostre zakręty. Każdy z mijanych przez nas biało-niebieskich domków miał zakratowane okna. W oddali widać było kolejne wzgórze z charakterystycznymi sylwetkami wietrznych młynów. Nic dziwnego, że są symbolem regionu.
Na szlaku oczywiście towarzyszyły nam sylwetki Don Kichota na koniu i jego giermka na ośle. Przez cały czas duło niemiłosiernie. Bodek skonstatował, że wcale nie dziwią go dziwactwa Don Kichota, któremu „z braku snu, a zbytku czytania, tak mózg wysechł, że wreszcie rozsądek utracił; nabił sobie wyobraźnię tym wszystkim, co w książkach wyczytał; były to same czary, zwady, bitwy, pojedynki, rany, zaloty, miłości, udręki i niemożliwe niedorzeczności”. Tutejsze krajobrazy też mogą solidnie namieszać w głowie.
Maria Gonta
foto Gontowiec Podróżny
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
Coraz bliżej święta
Otwarcie hali sportowo-widowiskowej Arena GORZÓW jest głównym elementem tegorocznej kampanii „Gorzów blisko świąt”. Dwudniowa impreza zaplanowana jest w dniach 9-10 ...
<czytaj dalej>Chcą nowego porozumienia paradyskiego
Prezydent Gorzowa Jacek Wójcicki, wspólnie z prezydentami Zielonej Góry Januszem Kubickim i Nowej Soli Jackiem Milewskim, jest inicjatorem i współorganizatorem ...
<czytaj dalej>