W sztuce Grzegorza Chrapkiewicza, przy boku Hanny Śleszyńskiej, świetnie zagrał pan rolę zakochanego od 30 lat w wybitnej śpiewaczce tytułowego akompaniatora. Na scenie jesteście tylko oboje. Jak się pracuje z taką kobietą jak Hanna Śleszyńska?
– Często pracuję z kobietami, więc nie jest to nic nadzwyczajnego, ale z Hanią się przyjaźnimy. To cudowna kobieta i dla mnie wielka przyjemność gry z nią. Ja generalnie, jak decyduję się na jakąś rolę w teatrze, cenię sobie bardzo, żeby to była miła i przyjemna praca, więc tu spotkało mnie prawdziwe szczęście, że mogłem stanąć obok Hani, która zgodziła się zagrać z reżyserem Grzegorzem Chrapkiewiczem. Praca nad spektaklem sama w sobie była ciężka ze względu na materiał, ale gra w miłej kompanii to sama przyjemność.
Z Hanną Śleszyńską rozmawiałam o mężczyznach, więc z panem chciałabym pomówić o kobietach. Tak sobie po babsku wydumałam, żeby spełnić tym wywiadem marzenie kobiet, które znają pana z ról nie tylko teatralnych. W jednej ze scen serialu „Na Wspólnej” bohater, którego pan gra Mieczysław Burzyński, mówi, że interesuje go kobieta z klasą. Jaka ona jest?
– Pewnie dla Mieczysława Burzyńskiegookreślenie kobieta z klasą oznacza co innego niż dla mnie osobiście. On jest specyficznym człowiekiem, tak sobie go wymyśliłem i tak go buduję, że jest zdecydowanie inny niż ja. Otacza się troszkę innymi kobietami, może prostymi, może bardziej prostolinijnymi, a żona Jerzego jest dla niego kobietą z klasą, bo bardzo mu się podoba fizycznie. Ale przy tym jest to kobieta, która używa trochę innych słów i inaczej kleci zdania niż jego partnerki. Jest kobietą biznesu, operatywną, mądrą, mądrzejszą od niego. Mieczysław jest prostym człowiekiem i prostym biznesmenem, widzi właściwie tylko czarne i białe, w związku z tym nietrudno mu zaimponować klasą.
Jaka w takim razie jest kobieta z klasą wg Jana Jankowskiego?
– Dla mnie postrzeganie kobiety z klasą jest troszeczkę zbliżone do tego, co mówi Mieczysław, ale ja wiem, że kobiet z klasą jest dużo. Człowiek mojego pokroju obraca się w większości wśród kobiet z klasą właśnie. Moje koleżanki i przyjaciółki z pracy też nazwałbym kobietami z klasą. One są bardzo kobiece, przy tym wspaniale wykonują swój zawód, potrafią mieć do siebie dystans, a to dużo. Nie biorą siebie całkiem na serio, ponieważ wiedzą, w jakiej materii pracują. Klasa nie jest tylko wartością jak u Mieczysława, że bizneswoman ma pieniądze i mówi konkretnie. To jest tzw. całokształt, który można ocenić, jak się bliżej kobietę pozna. Dla niego to powierzchowność, ja się nie ekscytuję zewnętrznością. W kobiecie zakochuję się po dłuższym poznaniu, kiedy wiem, jak rozmawia ze mną, jak prowadzi dialog, jaką grę, na jakim poziomie i jak bardzo jest wyrafinowana.
A więc ciągle ważna jest gra.
– Gra w dobrym sensie, bo przecież wiadomo, że związek kobiety i mężczyzny to rodzaj gry, rozwiązywania śmiesznych zagadek i krzyżówek życiowych. Rodząc się, od razu jesteśmy w nią wtłoczeni, dlatego musimy się w odpowiedni sposób i w odpowiednim miejscu zachować. I albo ktoś uczy się tego dosyć szybko, albo potem dziwi się, że jest niedouczony.
Najważniejsza kobieta w pana życiu, to…?
– Moja mama. Do dziś jestem w niej zakochany. Ona jest cudowna. Nie widzę w niej wad. Wychowała mnie zgodnie z wartościami, które sprawdzają się w życiu. To, że jestem aktorem, też jej zawdzięczam. Dla wielu matek nie jest to łatwa decyzja, by dziecku – szczególnie z małych miast – pozwolić iść
(Jan Jankowski pochodzi ze Zduńskiej Woli – dop. red.) do życia w show biznesie, które – jak wiadomo – jest różne. W związku z tym nie są to łatwe decyzje. Mama zawierzyła mojemu wielkiemu pragnieniu, widziała je i pozwoliła je zrealizować. Myślę, że dosyć wcześnie była ze mnie dumna, bo w zawodowym teatrze wystąpiłem już po pierwszym roku studiów. Miała więc namacalny dowód, że się nie pomyliłem i ona także, pozwalając mi zdawać do szkoły teatralnej.
Nie mogę nie zapytać, czego – w kontaktach z kobietami, które dziś są inne niż 30 lat temu – nauczy pan swoich synów?
– Rzeczywiście, dziś kobiety są inne niż 30 lat temu. Myślę, że jest coś takiego, jak kanon wiedzy na temat kobiet. Moi chłopcy przede wszystkim obserwują tatę. Ja im niczego nie każę i nie zabraniam, ale mam nadzieję, że daję dobry przykład. Oczywiście, fakt, że rozwiodłem się z ich mamą, nie jest najlepszym argumentem, ale z drugiej strony relacje, jakie są teraz między mną, a moją byłą żoną, dają też jakiś rodzaj nauki. Bo są sytuacje, kiedy ludzie ze sobą się nie dogadują i nie mogą być razem, ale bez problemów mogą dogadywać się w sprawie ich wspólnych dzieci.
Mówiliśmy o pana bohaterze serialowym, o panu samym. Chciałabym zapytać o mężczyznę z Akompaniatora, który po 30 latach mówi swojej wybrance, że ją kocha. Czy to nie jest totalna fikcja?
– Ja myślę, że takie miłości jednak się zdarzają. Ten człowiek, Leon, jest nieśmiały. Ciężko powiedzieć, jak wyglądało jego wychowanie. Zastanawialiśmy się wspólnie, czy on ma po kolei w głowie, ale to mógł być całkiem normalny człowiek, który nie radził sobie z nieśmiałością przez tyle lat i ona zapędziła go w jakiś kozi róg. Życie fikcją, w wymyślonym świecie, jest dla niego wspaniałe. Fakt, że na końcu mówi: „Pani jest dla mnie zbyt dosłowna”, świadczy o tym, że te jego wyobraźnie, urojenia są dla niego dużo lepszym azylem niż namacalna rzeczywistość. To jego życie w fikcyjnej rzeczywistości jest dla niego dobre i on się w tym dobrze czuje.
W jednej ze swoich ról mówi pan, że kobietę można podziwiać jak dzieło sztuki. Ale po co tak naprawdę potrzebna jest mężczyźnie kobieta?
– (
śmiech) Ja nie wyobrażam sobie życia bez kobiety. Rzeczywiście, można ją podziwiać, ale tak jak wcześniej mówiłem, u mnie nie polega to tylko na oglądaniu zewnętrznych walorów. Liczy się to, jakim jest człowiekiem, co ma w środku, jak można z nią pomilczeć.
Nie będziemy traktować kobiet pomnikowo, powiedzmy więc, co w nich irytuje?
– Też bardzo dużo. Czasami irytuje nadmiar naiwności, opiekuńczości, nadmiar w ogóle. Wszystkie kobiety kochamy za to, że są głupiutkie, naiwne, że się nami zaczynają opiekować jak matki, ale jeżeli jest tego w nadmiarze, to może to być irytujące. Kobieta z klasą potrafi to wypośrodkować. Umie, wie, w którym miejscu jest granica, po przekroczeniu której może następować irytacja i coś, co u mężczyzny powoduje, że zaczyna się rozglądać.
Czy marzył pan o zagraniu z jakąś kobietą?
– Nigdy nie miałem marzeń, jeśli chodzi o granie. Nie miałem żadnych marzeń, bo ja po prostu lubię grać. Nie marzyłem, żeby zagrać Hamleta, przeżyć jakąś wielką miłość na ekranie czy w teatrze. Lubię grać, a jeśli zdarzają się takie duety, jak np. Janusz Gajos w „Ławeczce” z Joasią Żółkowską, jak ja gram z Hanią, to jest jakaś chemia, bo się doskonale rozumiemy. Gramy też w Syrenie przedstawienie „Pieniądze nie śmierdzą”. Nigdy nie zastanawiałem się, czy ten duet jest jakiś wyjątkowy. Ważne jest dla mnie dobre aktorstwo.
O aktorstwie mówi pan jak o największej miłości. Bywa pan zakochany?
– Tak, myślę, że tak. Człowiek wtedy głupieje, ale to jest cudowne, tak głupieć. Ja generalnie jestem głupi, mam tego w nadmiarze i bardzo dobrze się z tym czuję. Pielęgnuję tę swoją głupotę, chcę zostać do końca życia głupi i naiwny jak dziecko.
Czego życzyłby pan kobietom?
– Życzenie dla kobiet jest jedno podstawowe: żeby przez życie szły z takim partnerem, który dla nich jest kochankiem, mężem, opiekunem, wielkim wspaniałym oparciem i przyjacielem. Dlatego powiedziałem na końcu „przyjacielem”, bo na końcu ten przyjaciel jest bardzo ważny. Kiedy powoli zbieramy się do „piórnika”, dobrze mieć obok siebie przyjaciela, nie kobietę-partnerkę, ale właśnie przyjaciela. Już mimo tego że nie jesteśmy dla siebie tak atrakcyjni, może wiele rzeczy zapominamy, ale przyjaźń w takich sytuacjach jest nieoceniona. Dla mnie przyjaźnie są bardzo ważne. Nie tylko w związku między mężczyzną i kobietą, ale generalnie. Są rzeczy, których się boję, ale najbardziej samotności. Być samemu lubię, ale nie lubię być samotnym. Mam wielu przyjaciół, z którymi nie spotykam się latami, ale wiem, że oni są i jak się spotkamy, to tak jak byśmy się widzieli wczoraj. To jest dla mnie ważne, że nie jestem samotny. Dlatego kobietom życzę, żeby nie były samotne. Często w związkach jako mąż i żona jesteśmy samotni. Życzę więc kobietom, żeby nigdy nie były samotne.
Dziękuję.
Rozmawiała Hanna Kaup