Nie dopadało śniegu. Jest go jakieś cztery centymetry. Na duktach leśnych to wystarczająco, bym na biegówkach mógł się poruszać. Wiesz przecież, że jakimś biegaczem narciarskim to ja nie jestem. Ale potrafię w jakimś tam stylu domorosłym, amatorskim poruszać się na tych swoich żółtych fischerach. I tak w ostatnich dniach w sumie już 45 kilometrów najechałem. A pięknie jest w moich lasach i tak cicho. Wiesz, teraz, kiedy nadleśnictwo zamontowało barierki odgradzające każdy dukt od strony szosy, żadnego już samochodu w środku lasu. A ile śmieci mniej. Po prostu nie ma możliwości wjechania. Można tylko rowerem. Więc ja sobie samiuteńki tymi duktami wczoraj, dzisiaj i dopóki śnieg będzie, to na biegówkach. Z dala od miejskiego zgiełku, nieżyczliwych ludzi.
Dzisiaj piątek. W Filharmonii Gorzowskiej Muzyka „Berlin, Broadway, Holywood…” Zapewne Pani
Katarzyna Dondalska da z siebie wiele, nasza orkiestra pod
Warcisławem Kuncem też, ale ja się nie wybieram.
Moja Muzyka dopiero za tydzień. Już pisałem Ci Miła o Franciszku Poenitzu, jego kompozycji co to w przyszły piątek graną będzie. Po Todestanz der Willys jeszcze dwa utwory: Koncert B-dur op. 4/6 HWV 294 na harfę Fridricha Hȁndla i ten przeze mnie najbardziej oczekiwany – Jeana Sibeliusa Symfonia e-moll op. 39.
Próżno byłoby szukać koncertu na harfę w spisie dzieł Hȁndla. Pod numerem 294 widnieje sześć koncertów organowych. Ale w Internecie można znaleźć Koncert na harfę i orkiestrę numerowany jako szósty z opus czwarte. To prawie trzynaście minut pięknej, melodyjnej, stonowanej Muzyki. Na harfie gra Pani Susane Vetter. Otóż, jak mi powiedziała Pani Monika Wolińska, rzeczywiście najpierw Hȁndel napisał koncert na harfę, później przerobił, przetransponował jej partię na organy i dołączył do opus czwarte. Za życia kompozytora był grany (na harfie) podczas słynnych antraktów w trakcie wykonywania wielkich dzieł Hȁndla – w tym przypadku podczas oratorium Święto Aleksandra (oratorium z okazji zwycięstwa rodziny królewskiej nad powstaniem Jakobinów – powstało latem 1747, premiera odbyła się w marcu 1748 w Londynie).
Tak czy inaczej my w Filharmonii Gorzowskiej posłuchamy koncertu na harfę.
I sądzę, że będzie to wielkie przeżycie dla wrażliwych dusz.
Jeszcze większym zapewne posłuchanie, wgłębienie się w Muzykę I Symfonii
e-moll op. 39 Jeana Sibeliusa. Już kiedyś pisałem Ci Julio o tym kompozytorze. Grana miała bowiem być w naszej filharmonii jedna z części Suity Lemminkȁinen Łabędź z Tuoneli, więc nie będę się powtarzał. Może tylko – Sibelius nie był Finem, pochodził z rodziny szwedzkiej, jednak to właśnie on stworzył podwaliny pod współczesną muzykę symfoniczną Finów, stał się piewcą wolności tego kraju. Jego poemat symfoniczny Finlandia stał się bez mała hymnem narodowym, a na pewno rozbudził w Finach poczucie tożsamości, uczucia patriotyczne. Tak, w każdym bądź razie, Jean Sibelius jest postrzegany przez swoich biografów i społeczność fińską.
A wiem to od mojego kolegi Fina, owszem, niezbyt związanego z Muzyką klasyczną, jednak objawiającego dumę. kiedy mówię Mu o Sibeliusie, o tym że będzie grany w naszej filharmonii.
Muzyka tego kompozytora uchodzi za jedną z najbardziej narracyjnych. Na pewno jest bardzo związana z mitami fińskimi, folklorem. Wiele utworów jest opartych na treści Kalevali zawartych w pięćdziesięciu runach. Znakomita część opisuje przyrodę, jej zjawiska. Ja, Miła, po prostu uwielbiam Muzykę Sibeliusa – pierwszym utworem, który poznałem, był właśnie poemat Finladia, później wszystko co mogłem znaleźć – w Internecie. Przede wszystkim podoba mi się (nie potrafię tego wrażenia opisać) może – szerokość, przestrzeń, rozległość, statyczność, melodyjność. Potem zaraz barwa, nastrojowość, rozromantyzowanie. W zasadzie u Sibeliusa wszystko można odczytać (owszem, po swojemu i każdy inaczej): rozpacz, izolację, samotność, kontemplację, czasem patetyczność. Jean Sibelius był samotnikiem. Człowiekiem osobnym. W roku 1926 przestał komponować i osiadł w swoim domku – nazwał go imieniem żony – Ainola. Tam też, obok został pochowany. Swoją twórczość traktował jako jedyne uzasadnienie własnej egzystencji. Miał problem alkoholowy. W dzienniku pod datą 11 listopada 1923 roku, a więc na trzy lata przed zaprzestaniem komponowania, tak napisał m. in.: …Alkohol jest moim najwierniejszym przyjacielem. I najbardziej wyrozumiałym. Wszyscy i wszystko inne srodze mnie zawiodło. Tak więc w jego Muzyce można odczytać możliwe stany duszy od euforii po melancholię. Można śledzić zjawiska przyrody, jakie się przytrafiają w różnych porach roku. Od ciszy i bieli śniegu, po wiosenne ptaków śpiewanie, upał lata czy wichry jesieni.
Muzyka Sibeliusa ciągle coś opowiada – legendę, historię, to co wokół, to co w nim.
Symfonia pierwsza… Oto dźwięk klarnetu w łagodnym nastrojowym solo. Prawie półtorej minuty. Ale w tle, wprawdzie bardzo cicho, tremolo kotłów, więc już jakiś niepokój, zawirowanie.
Za chwilę lewa strona – smyczki – dość gwałtownie (poszum niespodziewanego wiatru?), za nimi pozostałe instrumenty, kotły forte, wchodzą instrumenty blaszane - znów niespokojnie, w prawie czwartej minucie wyciszenie, uspokojenie – oboje, fagoty… Co opisuje kompozytor, co nam chce pokazać? Może kolejną wyprawę Lemminkȁinena, może historię narodzin jednego z bohaterów Kalevali – Vȁinȁmöinena, może wędrówkę kowala Ilmarinena? Nie wiem! Po prostu słucham. „Podkładam” swoje wyobrażenia.
I niech tak każdy ma. Niech zatopi się w słuchaniu Sibeliusowych nut.
Polecam Ci miła nagranie tej Symfonii w wykonaniu Orkiestry Paryskiej pod Paavo Jȁrvi w Sali Pleyla w Paryżu:
http://www.youtube.com/watch?v=vQA2KLOi3cc
Kiedy kończę to pisanie do Ciebie, to już jest sobotnie popołudnie, bo wczoraj zaprzestałem i poniosło mnie na miasto. Byłem na otwarciu wystawy fotografii i tzw. nowych mediów (dla mnie zupełnie niezrozumiałych)
Zuzanny Perłowskiej. Później posiedziałem, porozmawiałem ze znajomymi w Jazz Clubie Pod Filarami. Dzisiaj też się do Klubu wybieram na koncert jazzowy.
Za oknami już szaro. A wiesz? Pokonałem dzisiaj na biegówkach trasę duktami
do mojego Łośna. W jedną stronę osiem kilometrów (od pozostawionego przy szosie samochodu). Czajnik zastałem zamarznięty, ale jakoś udało mi się wodę zagotować,
herbatę wypić.
Pozdrawiam Cię bardzo ciepło mimo tego za zewnątrz mrozu (minus 12 teraz)!
Marek, w sobotę 25 stycznia 2014 roku
27 stycznia 2014 23:13, Marek Z. Piechocki