24 lutego w Filharmonii Gorzowskiej odbył się koncert z cyklu: Ludwig van Beethoven. Na fortepianie zagrał Marek Szlezer. Towarzyszyła mu Orkiestra Filharmonii Gorzowskiej, którą dyrygował Marcin Nałęcz-Niesiołowski.
Sobota, za szybami okna chmury niskie wiatr targa, deszcz drobny od czasu do czasu, więc w domu siedzenie zamiast, jak planowałem, rowerowe lasów objeżdżanie.
Tymczasem wspominam muzykę, której w Gorzowskiej Filharmonii w piątkowy wieczór posłuchałem – Ludwiga van Beethovena w trzech odsłonach podanego przez białostockiego dyrygenta pana Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego.
Najsampierw Uwertura „Prometeusz”. Pochodzi ona z większego dzieła Kompozytora, a mianowicie z „Tworów Prometeusza” op. 43. To muzyka do baletu heroiczno-alegorycznego o treści inspirowanej mitami greckimi. Wystawiany niezwykle rzadko, a z całej kompozycji grana jest tylko uwertura. Utwór niedługi o skondensowanej treści, „mięsisty”, z niebanalnym początkiem – kilkukrotną intonacją i zatrzymaniem – tutaj „nasza” orkiestra poradziła sobie znakomicie. Zagrała bez zachwiań, dokładnie.
Podobało mi się, że fortepian do drugiej odsłony wieczoru ustawiono już przed całym koncertem. Zaoszczędzono słuchaczom oglądania panów z obsługi mocujących się z instrumentem, przestawiających krzesła…, co było przedmiotem krytyki w poprzednich realizacjach.
A więc III Koncert fortepianowy c-moll op. 37. Przy fortepianie Marek Szlezer, młody Polak, ze znakomitym muzycznym biogramem, który czytałem najpierw w Internecie, później w Programie wydrukowanym z okazji gorzowskiego występu Artysty. Więc wiele sobie obiecywałem! I nie zawiodłem się! To nie było ani akademickie, ani tuzinkowe wykonanie Koncertu. Zresztą, dość szczególnego w twórczości Ludwiga. Dzieło inne niż dwa poprzednie koncerty (opus 15. i 19.), które przez muzykologów uważane są za „mozartowskie”. Chociaż, moim zdaniem, część pierwsza (Allegro con brio) takie cechy posiada – bo oto forma allegra sonatowego z pięknymi, melodyjnymi (można je sobie podśpiewywać, co czyniłem) tematami, codą i tymi bardzo wirtuozowskimi kadencjami – tutaj mój podziw dla świetnego opanowania techniki pianistycznej, w której Pianista nie zagubił artystycznego wyrazu, stosownej modulacji, dobrego brzmienia – wszystko było na miarę Dzieła! Część druga (Largo) – co u Beethovena nawet dziwne – niezwykle wolna. Dla kontrastu dynamiki, „uczuciowości” zmienił kompozytor tonację na E–dur – tak więc i nastrój całkiem inny – i ten – przez Pianistę bardzo ładnie pokazany delikatnym traktowaniem zarówno klawiszy, jak i pedału instrumentu. Finał – (Rondo, Allegro) – dość mocny, wirtuozowski, sporo forte. Te akurat, mimo że siedziałem w drugim rzędzie, więc blisko, jakieś nie za mocne. A przecież Pianista sporo energii wkładał w jego wyartykułowanie. Koledzy, którzy siedzieli w dalszych rzędach, mówili, że tam w ogóle mało słyszalne. Ale tego nie poświadczam. Każdy przecież ma inny słuch, inną wrażliwość.
Aplauz publiczności z dwukrotnym wywołaniem pana Marka Szlezera uważam za uzasadniony. To był świetny występ.
Po przerwie – Symfonia nr 3 Es-dur op. 55. „Eroica”. I tutaj – podobnie jak z Koncertem – zupełnie nowy Beethoven, kończący epokę klasyczną, naczynający romantyczną. Symfonia ta ma barwną historię związaną z dedykacją. Otóż Kompozytor zamierzał, ba! już zapisał na nutach dedykację Napoleonowi Bonapartemu. Kiedy jednak dowiedział się, że tenże koronował się na Cesarza Francuzów, wściekł się i z furią wymazywał dedykację. Inni, w biografiach Ludwiga piszą, że stronę tytułową Dzieła podarł i rzucił na podłogę… W końcu Symfonia otrzymała tytuł „Symfonia bohaterska, napisana dla uczczenia pamięci wielkiego Człowieka”. O dziele tym, jako zupełnie nowatorskim, rozpisują się muzykolodzy, biografowie na wielu, wielu stronach książek. Tutaj chyba nie miejsce na to. Całość jest niezwykle zajmująca uwagę słuchacza. Wciągająca. Można zapomnieć o tym, co się zostawiło na zewnątrz. Mnie jednak utkwił w pamięci marsz żałobny z części drugiej stał się jakby znakiem tego Utworu. Pełne wzruszeń, uniesień, stosownego nastroju cudo architektury dźwiękowej!
Niezwykłej urody crescendo pierwszych taktów. Najpierw lewa strona orkiestry, potem wchodzące wiolonczele i kontrabasy ze swoimi ciemnymi barwami i ten samotny (nieco później) obój, za chwilę flet traverso… kotły, wejścia dętych (waltornie, trąbki) dodających dramatyzmu – niesamowite wrażenie! Wielu miało ciary, ja też! Co też świadczy o dobrym wykonaniu Utworu!
Więc wieczór i te moje 19 złotych za ulgowy niestracone, o czym malkontentów powiadamiam!
Z. Marek Piechocki
Foto Hanna Kaup
Więcej zdjęć w galerii eGo FOTO:
http://www.egorzowska.pl/pokaz,galeria,0,0,2012-02-26_Beethoven_24_lutego_2012,
http://www.egorzowska.pl/pokaz,galeria,0,0,2012-02-26_Beethoven_24_lutego_2012_2,
« | kwiecień 2024 | » | ||||
P | W | Ś | C | P | S | N |
1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 |
8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 |
15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 |
22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 |
29 | 30 |